Każdy już chyba zauważył, że obowiązująca od początku obecnego roku ustawa „hazardowa” rujnuje polski sport. Kluby znalazły się między młotem a kowadłem: albo zapłacą wysokie kary za zerwanie intratnych kontraktów ze sponsorami z branży bukmacherskiej, albo narażą się na nie mniej dotkliwe sankcje ze strony krwiożerczego nadzoru. Trudno wybierać, co jest mniejszym złem, bo rozmyślając o obu tych ścieżkach postępowania można tylko gorzko zapłakać. Przed takim problemem stanęli właśnie dwaj potentaci krajowych boisk piłkarskich: Lech Poznań i Wisła Kraków. Z kolei Vive Targi Kielce ma jeszcze twardszy orzech do zgryzienia. Rozgrywki ligi mistrzów w piłce ręcznej są bowiem w całej Europie sponsorowane przez bet-at-home.com. Usunięcie z hali banerów reklamowych to wydalenie drużyny z Champions League. Dostosowanie się natomiast do przepisów europejskich i pogwałcenie prawa krajowego to w najgorszym przypadku nawet 1,2 mln zł kary. Na pobłażliwość rodzimej administracji nie ma co liczyć. Dura lex, sed lex?
Po raz kolejny mamy dowód na to, że w naszym kraju kompletnie nie funkcjonuje system oceny skutków przewidzianych do wprowadzenia w życie regulacji prawnych (OSR), który na poziomie Unii Europejskiej jest już standardem. Przygotowana ustawa jest prawnym bublem, gdyż w żaden sposób nie chroni przed ewentualnymi konfliktami prawnymi, takimi jak te opisane powyżej.
Ale załóżmy nawet optymistycznie, że do czasu zakończenia już zawartych i wciąż obowiązujących kontraktów reklamowych nadzór nie będzie się wtrącał. Przez jakiś czas wszyscy będą spać spokojnie. Tylko co z tego? Ustawa jest z gruntu zła i opiera się na fałszywych założeniach! Diametralnie pogarsza kondycję finansową polskich klubów sportowych, którym nie przelewało się nawet przed jej wejściem w życie. Trudno oprzeć się wrażeniu, że rząd wylał dziecko z kąpielą uchwalając prawo rzucające kłody pod nogi i to bez żadnej wyraźnej przyczyny. Firmy bukmacherskie pompują krocie w wielkie zachodnie kluby i korzystają na tym wszyscy. A czy zakazując reklamy hazardu ograniczamy liczbę osób dotkniętych uzależnieniem? Oczywiście, że nie i zostało to już dowiedzione przy okazji alkoholu i papierosów. Reklama alkoholi wysokoprocentowych oraz tytoniu jest zakazana, także browary mają bardzo ograniczone pole działania – i są to kolejne nonsensy prawne, których negatywne konsekwencje rzadko sobie uświadamiamy. Te wszystkie ograniczenia, będące katalizatorem ogromnych nieefektywności w gospodarce narodowej, mają więcej wspólnego z „polityczną poprawnością” i zwykłą obłudą niż z ideałami rzekomo im przyświecającymi. Brakuje jeszcze tylko tego, by zakładom bukmacherskim zabronić wywieszania swoich szyldów i prowadzenia stron internetowych. Dziwne, że nikt nie wpadł na to, że te siedliska demoralizującego hazardu powinny zostać przeniesione do piwnic!
Proces tworzenia prawa musi opierać się na realistycznych przesłankach, a samo prawo musi być dostosowane do realiów świata, w którym żyjemy. Gdybym był innego zdania, sam wystąpiłbym z obywatelską inicjatywą ustawodawczą w celu przeforsowania ustawy o zakazie zimy i wprowadzeniu wymogu minimalnej temperatury 10 stopni Celsjusza we wszystkich przestrzeniach publicznych. Taki bubel nikogo przynajmniej nie zrujnuje i – w przeciwieństwie do ustawy „hazardowej” – skończy się na śmiechu…