• Brudnopis
  • O mnie
  • Oeconomia pauperum
  • Repozytorium tekstów i wystąpień

Ekonomia po partyzancku

~ Liberalny głos w twoim domu

Ekonomia po partyzancku

Monthly Archives: Luty 2015

Autonomia dla Śląska? Skromnie

20 Piątek Lu 2015

Posted by Marcin Senderski in Gospodarka, Polityka

≈ 2 Komentarze

Tagi

autonomia, dywersyfikacja, Górny Śląsk, państwo federacyjne, państwo federalne, państwo jednolite, państwo unitarne, ruchy separatystyczne, secesja, Śląsk

Ruch Autonomii Śląska konsekwentnie domaga się przyznania Górnemu Śląskowi autonomii, zgodnie z jego statusem przedwojennym. Ostatnio głośno było o akcji „Postawili na nas krzyżyk”, która miała zwrócić uwagę na brak długofalowej strategii rządu dla tego regionu. Choć nie jestem Ślązakiem, to jednak jako urodzony i wychowany na Śląsku mam pewne prawo do wypowiedzenia się w temacie, tym bardziej że sprawa nadaje się do umieszczenia w szerszym kontekście.

Opowiadam się za wolnym rynkiem i konkurencją, niezależnie od tego, jakiej sfery ona dotyczy. Nie widzę powodu, aby wolna konkurencja nie mogła zaistnieć w dziedzinie administracji samorządowej. Z tego powodu popieram, a nawet pragnę tym tekstem wzmocnić i rozszerzyć postulaty RAŚ. W niektórych kręgach kwestia działalności Ruchu budzi spore emocje. Mnie nie porusza bardziej niż Klub Przyjaciół Ziemi Goniądzkiej czy Stowarzyszenie Grzybiarzy Amatorów. Po pierwsze – co udowodnię poniżej – postulat autonomizacji regionów nie jest skandaliczny. Po drugie, trudno dyskutować z subiektywnymi przekonaniami i jeżeli ktoś czuje, że jest narodowości śląskiej, to nie sposób mu wmówić, że takiej narodowości nie ma (co uczynił np. Sąd Najwyższy w 2013 roku).

Jerzy Gorzelik, przewodniczący Ruchu Autonomii Śląska, ma nadzieję na autonomię w 2020 roku. Aktywiści stowarzyszenia często nie przebierają w słowach i środkach by nagłośnić swoje żądania.

Jerzy Gorzelik, przewodniczący Ruchu Autonomii Śląska, ma nadzieję na autonomię w 2020 roku. Aktywiści stowarzyszenia często nie przebierają w słowach i środkach by nagłośnić swoje żądania. Źródło fotografii: „Duży Format”, 6 marca 2014 r.

Skupmy się jednak na autonomii. Powszechnie wiadomo, że są „lepsze” i „gorsze” gminy, powiaty, województwa. Wynika to zwykle z czynników dość obiektywnych, np. dostępu do złóż cennego surowca, atrakcyjnej lokalizacji geograficznej (np. przy strategicznym szlaku komunikacyjnym) lub żyznej gleby. Czasami jednak dobrobyt jest rezultatem dobrego zarządzania, trafnych decyzji lokalnej władzy i pracowitości mieszkańców. Powinniśmy promować takie przypadki i pozwolić dobrym zarządcom… stać się jeszcze lepszymi! Cedując więcej obowiązków na władzę samorządową pozwolimy im na wyróżnienie się i wykazanie w większym stopniu niż dotychczas.

Co byłoby główną motywacją i argumentem za federalizacją państwa? Oczywiście dywersyfikacja. Przydaje się wszędzie i w każdej sytuacji. Nie tylko wówczas, gdy rozdzielamy fundusze w naszym portfelu inwestycyjnym na wiele „koszyków” i nie tylko, gdy mówimy o zbalansowanym miksie energetycznym dla zapewnienia bezpieczeństwa strategicznego kraju.

We wszystkich sytuacjach, w których ryzyko popełnienia błędu jest kosztowne, dywersyfikacja będzie właściwą strategią. Wiemy z ostatnich lat, że być może jednym z największych ryzyk naszych czasów jest ryzyko polityczne, regulacyjne i administracyjne, a w trzech słowach: zawodność aparatu państwowego. To politycy stworzyli mechanizm, który wywołał największy kryzys gospodarczy od ćwierćwiecza. Politycy zunifikowali regulacje w strefie euro, tworząc niestabilny system. I tak dalej. Dlaczego mielibyśmy nie pozwolić województwom na ustalanie własnych stawek podatkowych, zarządzanie własnymi szpitalami i szkołami? Może takie podejście wyzwoliłoby w Polakach więcej mobilności i obywatelskości? Może wówczas wybory samorządowe stałyby się rzeczywiście docenione i cieszyłyby się najwyższą frekwencją?

Potrzebujemy różnorodności, która pozwala na testowanie i podglądanie różnych rozwiązań, kopiowanie najlepszych, a porzucanie najsłabszych. Dlatego z takim niepokojem podchodzę np. do pomysłu tzw. „jednego podręcznika”. Całe roczniki dzieci wykształcimy na jedną modłę. Jeśli ta modła okaże się w którymś punkcie niedoskonała, w całej populacji danego rocznika będziemy mieć systematyczny defekt. Władze centralne w Polsce podejmują zbyt wiele arbitralnych decyzji i omiatają swoimi mackami coraz więcej dziedzin życia, a my jako obywatele coraz częściej tracimy kontrolę nad procesem stanowienia prawa. Przeniesienie ośrodków władzy na szczebel lokalny byłoby więc z korzyścią nie tylko dla politycznej i regulacyjnej innowacyjności, ale i dla jakości obywatelskiej kontroli nad urzędami publicznymi, bardzo ważnej w systemie demokracji pośredniej.

Oczywiście podniosą się głosy, że w konsekwencji regionalizacji struktur władzy (a co za tym idzie – także regionalizacji budżetów), niektóre województwa znajdą się w dramatycznej sytuacji finansowej. Teraz mogą jeszcze liczyć na „janosikowe” albo inne transfery solidarnościowe z budżetu centralnego. Cóż, po pierwsze nie wydaje mi się, by rozwarstwienie tempa rozwoju mogło znacząco wzrosnąć w porównaniu ze stanem obecnym. Po drugie, być może reforma byłaby wreszcie impulsem do likwidacji przeludnienia agrarnego w Polsce, czyli problemu nierozwiązanego od zarania dziejów niepodległej Polski (współczynnik urbanizacji w Polsce w 2012 roku wyniósł 60,6 proc. i jest w tendencji spadkowej!). Polskie miasta mają jeszcze duży potencjał absorpcyjny i mogą przyjąć „uchodźców” z przeludnionych agrarnie województw, którzy po zmianie ustroju nie byliby już w stanie tkwić na wsi, generując tam ukryte bezrobocie. Po trzecie, biedniejsze województwa mogłyby sięgnąć po autorskie narzędzia prorozwojowe i np. kusić niższymi podatkami, niższymi kosztami pracy, znośniejszą biurokracją albo sprawnym sądownictwem. Możliwości jest bez liku, a potrzeba sprostania konkurencji uwalnia umysł. Jak to robić świetnie pokazuje malutki amerykański stan Delaware, w którym zarejestrowanych jest większość amerykańskich firm (z czego 65,6 proc. z listy Fortune 500 i 85 proc. spółek wchodzących na giełdę). Można? Oczywiście, że można. W systemie federalnym metody wyróżnienia się są nieograniczone, a zwycięzcy w tej grze zostaną wyłonieni w drodze swoistego darwinizmu. Podczas gdy w Polsce podniecamy się każdą nowo otwartą (lub poszerzoną, lub prolongowaną) specjalną strefą ekonomiczną, być może okazałoby się, że cała Polska może stać się jedną wielką specjalną strefą ekonomiczną i nikomu się przy tym krzywda nie zadzieje.

Ruchy secesjonistyczne pojawiają się nawet w państwach federalnych. Źródło grafiki: reasonstosecede.com.

Ruchy secesjonistyczne pojawiają się nawet w państwach federalnych. Źródło grafiki: reasonstosecede.com.

Proponowane rozwiązanie byłoby też wygodne dla władz centralnych, gdyż zdjęłoby z nich obowiązek troski o  wiele problemów, z których dziś wybronić się nie potrafią. Póki co jednak zasada unitarności państwa jest chroniona art. 3 Konstytucji RP, który mówi: „Rzeczpospolita Polska jest państwem jednolitym”. Pozorny brak precyzyjności tego zapisu jest zwodniczy – moim zdaniem tylko zmiana konstytucji może doprowadzić do realnej zmiany ustrojowej, chyba że któraś z opcji politycznych pokusi się o falandyczną interpretację art. 3.

Oczywiście idea federalizacji państwa jest w tym momencie mrzonką, podobnie jak szereg innych sensownych postulatów ustrojowych. Karkołomność realizacji tego pomysłu, polegająca głównie na przeszkodach administracyjnych i politycznych oraz braku tradycji federalistycznych po 1918 roku, sprawia, że na razie możemy zadowolić się tylko rozważaniami teoretycznymi.

Na wschodzie bez zmian

04 Środa Lu 2015

Posted by Marcin Senderski in Gospodarka, Polityka

≈ Dodaj komentarz

Tagi

aneksja Krymu, Donbas, eksport do Rosji, eksport Rosji, embargo, konflikt na Krymie, konflikt na Ukrainie, obwód kaliningradzki, Rosja, sankcje gospodarcze, Ukraina, wojna rosyjsko-ukraińska, wojna w Czeczenii, Władimir Putin

Temat wojny rosyjsko-ukraińskiej wykazuje tendencję sinusoidalną do pojawiania się i znikania z mediów. Można jednak zauważyć, że te „pojawienia” są coraz bardziej nieśmiałe, a polskocentryczne media czują, że ich widzowie i słuchacze chętnie odcięliby się już od tej donbaskiej telenoweli. Nic dziwnego, bo sprawy zagraniczne od wielu lat nie cieszą się już u nas w kraju należytą atencją, głównie dlatego, że z trudem przychodzi nam wpisanie ich w jakiś ważki dla nas kontekst.

Inspiracją do napisania tej notki był jednak obniżony zapał zachodnich polityków do przedłużania sankcji oraz wyraźny marazm jeśli chodzi o poszukiwanie wyjścia z impasu. Podczas, gdy media w Polsce pławią się w tropieniu smaczków w CV Magdaleny Ogórek oraz ekscesach prawicowych dziennikarzy, umyka nam to, co naprawdę ważne dla polskiej racji stanu. A ważnym zastrzeżeniem przy czytaniu tego komentarza jest fakt, że jest on pisany właśnie z punktu widzenia polskich interesów, a nie etyki normatywnej, pacyfizmu czy innego rastafarianizmu.

Od kilku miesięcy mam jasno wyrobione zdanie. Rozwiązaniem konfliktu na naszą korzyść może być jedynie militarne zwycięstwo sił podległych rządowi ukraińskiemu. Uważam tak z trzech powodów.

Po pierwsze, wykluczam możliwość zadziałania sankcji jakiejkolwiek proweniencji, ani też presji dyplomatycznej. Kluczowe znaczenie ma tu ta oto nieszczęśliwa okoliczność, że ustrój Rosji jest autorytarny (z powodzeniem można go określić jako samodzierżawie, choć Mark Galeotti uważa, że kluczowy wpływ na obsadę stanowiska prezydenta mają złodziejskie elity), a Władimir Putin nie podlega bodźcom, jakim podlegają głowy państw demokratycznych. Aktualnie nie istnieje w Rosji siła zdolna do odsunięcia Putina od władzy. Prezydent może zatem do woli podsycać w rosyjskim społeczeństwie nastroje nacjonalistyczne, propagując story o złym i zepsutym Zachodzie, który ponosi winę za ostatnie niepowodzenia gospodarcze. Nie spotka go za to kara polityczna, wyborów na pewno nie przegra. Nawet gdyby doprowadził do klęski głodu od Smoleńska po Władywostok, jest na tyle zręcznym politykiem, że wybroniłby się z tego grzeszku co najmniej „przed Bogiem i historią”.

Po drugie, reżim nie ugnie się także pod jarzmem czynników obiektywnych, którymi są spadające ceny ropy naftowej i innych surowców (Rosji niedaleko do monokultury eksportowej) oraz osłabienie rubla. Nawet gdy nie utrzyma się model Rosji-stacji benzynowej świata oraz gdy na wiele wydatków – przede wszystkim socjalnych – zacznie brakować pieniędzy, możemy być przekonani, że na pewno nie zabraknie na armię. Związek Radziecki Stalina i Trzecia Rzesza Hitlera również nie należały do gospodarek opływających w mleko i miód, a jednak na niedostatek czołgów i moździerzy dziwnym zbiegiem okoliczności nie narzekano. Wniosek: upadającego kolosa trzeba się raczej bać niż z tego tytułu fetować.

Struktura rosyjskiego eksportu w latach 2000-2010 (w cenach stałych z 2007 roku). Źródło grafiki: http://www.voxeu.org/article/diversifying-russia.

Struktura rosyjskiego eksportu w latach 2000-2010 (w cenach stałych z 2007 roku). Źródło grafiki: http://www.voxeu.org/article/diversifying-russia.

Rosyjski budżet nie "spinał" się już przy październikowej cenie ropy wynoszącej 90 USD za baryłkę. Dziś ropa kosztuje około 50 USD. Źródło grafiki: http://www.vox.com/2014/10/14/6975977/which-countries-suffer-most-when-oil-prices-plummet.

Rosyjski budżet nie „spinał” się już przy październikowej cenie ropy wynoszącej 90 USD za baryłkę. Dziś ropa kosztuje około 50 USD. Źródło grafiki: http://www.vox.com/2014/10/14/6975977/which-countries-suffer-most-when-oil-prices-plummet.

Po trzecie, mamy historyczny precedens pokazujący, że Rosja jest w stanie przegrać batalię „na własnym stadionie”. Nie odnoszę się tu do wojny krymskiej sprzed półtora wieku, ale do pierwszego konfliktu w Czeczenii w latach 1994-1996, gdzie nieudolna i słabo zmotywowana rosyjska armia po prostu nie dała rady leśnym ludkom. Niestety, zmasowany szturm wojsk ukraińskich w ostatnich tygodniach zakończył się klęską, ale to wcale nie oznacza jeszcze przegranej wojny. Ukraina nie wygra jednak bez solidnych dostaw uzbrojenia i know-how z zagranicy, i… tu pojawia się problem. Polska nie kwapi się do dozbrojenia ukraińskiej armii, no chyba że za gotówkę – nie jest to jednak dobry znak dla łączonego nas sojuszu i faktycznej zbieżności interesów. To prawda, że Polska ponosi jak do tej pory największe koszty kryzysu ukraińskiego (czego dowodzi poniższe zestawienie z sierpnia 2014 roku), ale trzeba odnosić te koszty do wartości oczekiwanej kosztów, jakie przyjdzie nam ponieść w przypadku eskalacji konfliktu.

Utracone przychody z tytułu embarga na eksport produktów rolno-spożywczych do Rosji

Utracone przychody z tytułu embarga na eksport produktów rolno-spożywczych do Rosji. Źródło grafiki: http://www.statista.com/chart/2572/sanctioned-food-exports-to-russia/.

Na szczęście, polską apatię być może zrekompensują coraz śmielsze ruchy ze strony Stanów Zjednoczonych. Ukraina raczej nie stanie się drugim Izraelem, bo i ukraińskie lobby w Waszyngtonie nie istnieje, i amerykańskie interesy w Europie Wschodniej nie dorównują tym na Bliskim Wschodzie, ale należy mieć nadzieję, że na rozkładające się rosyjskie państwo to wystarczy.

Innym wątkiem, który warto poruszyć, jest propaganda. Myślę, że zachodnie media i politycy podchodzą do tej kwestii bardzo nieprofesjonalnie. Sednem jest uświadomienie sobie, że jesteśmy w stanie wojny i wszystkie chwyty są dozwolone. My tę wojnę wypieramy ze świadomości (pisała o tym już w sierpniu Katarzyna Kwiatkowska-Moskalewicz), nie chcemy mierzyć się z tym traumatycznym zagrożeniem. Korespondent „Gazety Wyborczej” z Moskwy, Wacław Radziwinowicz, rozpoczął ostatnio swój artykuł słowami: „prawdopodobieństwo wybuchu otwartej wojny Rosji z Ukrainą rośnie”. Jeśli obecnie trwający konflikt, w którym zginęło już prawie 5 tysięcy osób, nie jest otwarty, to co nim jest?

Kilka miesięcy temu mieliśmy przykład takiej propagandowej klęski – po „referendum” na Krymie amerykański dziennikarz Roderick Gregory zauważył wpadkę jednej z rosyjskich instytucji, która rzekomo opublikowała prawdziwe wyniki głosowania, znacznie mniej korzystne dla Rosji niż rezultat oficjalny. Duża część opinii publicznej zareagowała na rewelacje Gregory’ego z typową dla siebie rezerwą i sceptycyzmem, domagając się twardych dowodów. To absurdalne, bo twarde dowody od samego początku nie mają w tym konflikcie żadnego znaczenia! Dokonując aneksji Krymu i organizując tam podwórkowy plebiscyt Kreml pogwałcił wszystkie możliwe normy prawa międzynarodowego. Co więcej, świat zachodni zareagował mniej więcej w sposób: „OK, bezczelnie ukradłeś kawałek ziemi, good for you. Ale spróbuj ukraść kolejny, to będziemy szczerzyć zęby dużo groźniej, aż do dziąseł”. Tak się nie da grać. Wojna toczy się na wielu polach, także na niwie propagandowej.

Źródło grafiki: http://www.usnews.com/opinion/blogs/world-report/2014/03/24/the-ukraine-crisis-should-lay-to-rest-these-bad-defense-ideas

Źródło grafiki: http://www.usnews.com/opinion/blogs/world-report/2014/03/24/the-ukraine-crisis-should-lay-to-rest-these-bad-defense-ideas

Przejawem politycznej niedojrzałości jest rozkładanie wypowiedzi Władimira Putina na czynniki pierwsze (tak jakby rzeczywiście tkwiła w nich jakaś warta do przeanalizowania logika) i ważenie słów po drugiej stronie tak, aby nie drażnić Rosji i nie pobudzać jej apetytu (to 95-letni Helmut Schmidt w marcu ubiegłego roku). Mamy więc ludzi roztrząsających czy aby na pewno to rosyjscy terroryści strącili malezyjski MH17, czy może były to lewitujące ogry, jak również takich, którzy Rosję nazywają „domem tolerancji” a wojnę w Donbasie lekceważą jako „coś jak grypa”. Putin lansuje swoją narrację, mówi o prawie Rosji do imperium, o faszystowskim reżimie w Kijowie, o represjonowanej mniejszości rosyjskiej w Donbasie, często trafiając ze swoimi argumentami na podatny grunt Russversteherów (niestety, także Polaków, którzy chętnie wykorzystują okazję by rozgrywać resentymenty spod znaku rzezi wołyńskiej albo OUN). Wreszcie, kreuje się na orędownika pokoju, to wysyłając kolejne „konwoje humanitarne” do Donbasu, to wzywając do zawieszenia broni. Posiada duży potencjał perswazyjny i nie należy wykluczać żadnego scenariusza, włącznie z przyznaniem Putinowi Pokojowej Nagrody Nobla, tak już przecież zdewaluowanej.

Najpierw wydawało się, że anschluss Krymu zostanie powszechnie uznany jako „przegięcie” wymagające zdecydowanej reakcji. Nic z tych rzeczy. Mało kto w ogóle dyskutuje dziś o sprawie półwyspu (Wikipedia oznaczyła nawet terytorium jako „sporne”), uznawszy fakty dokonane i spisawszy Krym na straty. Następnie można było podejrzewać, że sprawa zestrzelenia malezyjskiego samolotu pasażerskiego będzie przełomem w traktowaniu Rosji. Te nadzieje również okazały się płonne i trudno dziś powiedzieć, co mogłoby się stać takim otrzeźwiającym punktem zwrotnym. Druga Srebrenica w postaci rzezi tatarów krymskich? Aneksja Białorusi?

Tymczasem odpowiadać trzeba było ostro, a repertuar działań wcale nie był ograniczony. Dość prostą organizacyjnie operacją byłaby blokada obwodu kaliningradzkiego, do której zresztą Kaliningrad się przygotowywał. Niestety, ociężałe instytucje Zachodu w tandemie z pacyfistycznymi (tj. w tym przypadku negującymi rzeczywistość) nastrojami uniemożliwiają jakiekolwiek skuteczne działanie.

Demony wielkich wojen światowych są dziś zapomniane. Nie ma jednak przesłanek, by twierdzić z całą pewnością, że Putin nie może stać się drugim Hitlerem albo Stalinem. Ma do tego wszelkie predyspozycje (preteksty rewizjonistyczne, okrucieństwo, tupet) oraz sprzyja mu sytuacja (uwielbienie społeczne w Rosji, pacyfistyczne nastroje na Zachodzie, presja na zmniejszanie wydatków na wojsko w krajach demokratycznych). Obyśmy za kilka miesięcy nie ponieśli konsekwencji tej polityki appeasementu w postaci podziwiania „zielonych ludzików” na przedmieściach Gołdapi.

Disclaimer

Wszelkie teksty zamieszczone na niniejszym blogu stanowią odzwierciedlenie wyłącznie moich prywatnych poglądów, myśli i opinii oraz nie są stanowiskiem żadnej instytucji lub organizacji, z którą jestem lub byłem związany zawodowo.

Wprowadź swój adres email, aby śledzić tego bloga i otrzymywać notyfikacje o nowych notkach.

Najnowsze wpisy

  • Evonomics and other miserable attempts to reinstate communism
  • Historia pewnego rewolucjonisty
  • Biedni Polacy patrzą na 500 złotych
  • Jak zostałem piwowarem domowym
  • MdM: jak zniszczyć dobry program

Archiwum

  • Grudzień 2016
  • Lipiec 2016
  • Luty 2016
  • Styczeń 2016
  • Październik 2015
  • Sierpień 2015
  • Czerwiec 2015
  • Maj 2015
  • Kwiecień 2015
  • Marzec 2015
  • Luty 2015
  • Styczeń 2015
  • Lipiec 2014
  • Maj 2014
  • Kwiecień 2014
  • Marzec 2014
  • Styczeń 2014
  • Listopad 2013
  • Lipiec 2013
  • Maj 2013
  • Kwiecień 2013
  • Luty 2013
  • Styczeń 2013
  • Grudzień 2012
  • Październik 2012
  • Sierpień 2012
  • Lipiec 2012
  • Czerwiec 2012
  • Kwiecień 2012
  • Marzec 2012
  • Luty 2012
  • Styczeń 2012
  • Grudzień 2011
  • Listopad 2011
  • Sierpień 2011
  • Lipiec 2011
  • Czerwiec 2011
  • Listopad 2010
  • Kwiecień 2010
  • Luty 2010
  • Grudzień 2009
  • Listopad 2009
  • Październik 2009
  • Wrzesień 2009
  • Czerwiec 2009

Blogroll

  • Adam Szostkiewicz
  • Cafe Hayek
  • David Friedman
  • Dział Zagraniczny
  • Edwin Bendyk
  • Freakonomics
  • Greg Mankiw
  • Henryka Bochniarz
  • High Book Value
  • Into Americas
  • Jacek Maliszewski
  • Jak oszczędzać pieniądze?
  • Jan Winiecki
  • Janusz Jankowiak
  • Leszek Jażdżewski
  • Maciej Samcik
  • Michał Stopka
  • Olgierd Rudak
  • Piotr Kuczyński
  • Robert Gwiazdowski
  • Scott Sumner
  • Stand-Up Economist
  • Steve Levitt
  • Tyler Cowen
  • Wykresologia

Moje linki

  • Akademia Leona Koźmińskiego
  • CAIA Association
  • Deloitte
  • Dom Spotkań z Historią
  • European University College Association
  • EUSTORY: History Network for Young Europeans
  • Fundacja im. Lesława A. Pagi
  • Fundacja Ośrodka KARTA
  • Genealodzy.pl
  • Generation Europe
  • Polskie Stowarzyszenie Piwowarów Domowych
  • Rada Reklamy
  • Szkoła Główna Handlowa
  • Wydział Nauk Ekonomicznych UW

Kategorie

  • English
  • Gospodarka
  • Historia
  • Kultura
  • Ogólne
  • Podróże
  • Polityka
  • Prywatne
  • Przedsiębiorstwo
  • Sport

Meta

  • Zarejestruj się
  • Zaloguj się
  • Kanał wpisów
  • Kanał komentarzy
  • WordPress.com

Polub na Facebooku

Polub na Facebooku

Profil LinkedIn

View Marcin  Senderski's profile on LinkedIn

MÓJ TWITTER

Moje Tweet'y

Statystyki

  • 14 177 wizyt

Najczęsciej klikane

  • Brak

Stwórz darmową stronę albo bloga na WordPress.com.

Prywatność i pliki cookies: Ta witryna wykorzystuje pliki cookies. Kontynuując przeglądanie tej witryny, zgadzasz się na ich użycie. Aby dowiedzieć się więcej, a także jak kontrolować pliki cookies, przejdź na tą stronę: Polityka cookies
  • Obserwuj Obserwujesz
    • Ekonomia po partyzancku
    • Already have a WordPress.com account? Log in now.
    • Ekonomia po partyzancku
    • Dostosuj
    • Obserwuj Obserwujesz
    • Zarejestruj się
    • Zaloguj się
    • Zgłoś nieodpowiednią treść
    • Zobacz witrynę w Czytniku
    • Zarządzaj subskrypcjami
    • Zwiń ten panel
 

Ładowanie komentarzy...