• Brudnopis
  • O mnie
  • Oeconomia pauperum
  • Repozytorium tekstów i wystąpień

Ekonomia po partyzancku

~ Liberalny głos w twoim domu

Ekonomia po partyzancku

Category Archives: Sport

O porutach braci polskiey w zatargach europeyskiech żale i treny

12 Sobota Lip 2014

Posted by Marcin Senderski in Sport

≈ 1 komentarz

Tagi

champions league, liga europy, liga mistrzów, piłka nożna, polskie kluby w europejskich pucharach, puchar europy mistrzów klubowych, puchar intertoto, puchar uefa, puchar zdobywców pucharów

17 lipca rozpoczniemy kolejną edycję europejskich pucharów w piłce nożnej. Zaczadzeni stojącym na wyjątkowo wybitnym poziomie mundialem moglibyśmy przeoczyć, że reprezentanci rodzimej ekstraklasy już za niedługo staną w szranki europejskich zmagań. Co gorsza, odpaść mogą tak szybko, że nawet nie zdążymy się obejrzeć. Z reguły w Polsce staramy się leczyć kompleksy. Typowy polski bloger powinien w tym miejscu – oczywiście ku pokrzepieniu serc – odnieść się do chwil tryumfu polskiej piłki klubowej i przypomnieć jej najlepsze momenty. Ja zrobię coś odwrotnego i to nie ku pokrzepieniu serc, „lecz by wstyd był ostrogą dla żywych”.

Europejskie puchary istnieją od sezonu 1955/1956. Przez kilka lat prowadzono na szczeblu europejskim rozgrywki wyłącznie Pucharu Europy Mistrzów Klubowych (odpowiednik obecnej Ligi Mistrzów). W sezonie 1961/1962 dokooptowano Puchar Intertoto (istniejący w różnej formie i pod różnymi nazwami do 2008 roku), a sezon później – także Puchar Zdobywców Pucharów (zlikwidowany ostatecznie po sezonie 1998/1999). Puchar UEFA, czyli protoplasta obecnej Ligi Europy, powstał w sezonie 1971/1972 (wcześniej rozgrywany Puchar Miast Targowych nie jest uznawany przez UEFA za oficjalny turniej – polskie drużyny grywały w nim zresztą rzadko).

Pierwszy raz polski klub przebrnął rundę europejskiego pucharu dopiero w sezonie 1962/1963, kiedy Polonia Bytom w efektownym stylu wyeliminowała w I rundzie PEMK Panathinaikos Ateny. W II rundzie musiała jednak uznać wyższość tureckiego Galatasaray Stambuł.

Największe sukcesy polska piłka święciła w sezonie 1969/1970, kiedy Górnik Zabrze awansował do finału PZP, nie dając szans Olympiakosowi Pireus, Glasgow Rangers, Lewskiemu Sofia i Romie, a Legia Warszawa do półfinału PEMK, eliminując po drodze rumuński UT Arad, francuski AS Saint-Étienne i Galatasaray Stambuł, a ulegając dopiero Feyenoordowi Rotterdam. W jeszcze bardziej efektownym stylu sukces Legii powtórzył w sezonie 1982/1983 Widzew Łódź. Po pokonaniu Hibernians Paola i Rapidu Wiedeń, Widzew odprawił z kwitkiem słynny Liverpool i dopiero po zaciętych meczach w półfinale odpadł z Juventusem Turyn. Był to ostatni wielki sukces polskiego klubu w europejskich rozgrywkach.

Ta notka nie powstała jednak po to, by przypominać chwile chwały, ale momenty wstydu. Nie będzie tu mowy o najwyższym zwycięstwie polskiej drużyny (Szombierki Bytom – FC Lugano 11:0 w Pucharze Intertoto 1969), ale o najwyższej porażce (Eintracht Frankfurt – Widzew Łódź 9:0 w Pucharze UEFA 1992/1993). Dla potomności, przedstawiam poniżej wielki ranking kompromitacji. Podobną próbę podjął w 2009 roku „Magazyn Futbol”, no ale… przecież od tego czasu wiele się wydarzyło. Poza tym, magazyn przyjął trochę inną metodykę oceny – nie wziął pod uwagę dwumeczów, ale głównie pojedyncze spotkania. Nie uwzględnił też klasy rywala (moim zdaniem trudno uznać porażkę Lechii Gdańsk z Juventusem Turyn w 1983 roku za jakąś wielką wtopę). Podkreślam zatem, że jest to zapis kompromitacji, a nie wszystkich bolesnych czy nawet dotkliwych porażek. Jeśli pamiętam, że wynik był pochodną kardynalnych błędów sędziego, albo rywal był naprawdę z najwyższej półki, albo drużyna była zdziesiątkowana kontuzjami – nie przypominam takich meczów. Podobne rankingi próbowali tworzyć również ekstraklasa.net w 2011 roku oraz igol.pl rok później (pierwsza „10” zresztą bardzo podobna do mojej).

Na pierwszy rzut oka można mieć wrażenie, że na liście przeważają mecze z ostatnich dwóch dekad. To prawda, ale trzeba zauważyć, że po pierwsze – europejskie puchary z czasem bardzo się rozrosły i meczów (a w konsekwencji okazji do ośmieszenia się) jest dużo więcej niż kiedyś; po drugie – powstały nowe kraje, m.in. w efekcie rozpadu Związku Radzieckiego i Jugosławii, które dziwnym trafem upodobały sobie dawanie łupnia w pucharach polskim zespołom.

Dlaczego ten ranking? Otóż, gdy zbierze się we mnie pokusa oglądania tegorocznej edycji biedameczów rund wstępnych i kwalifikacyjnych do Ligi Mistrzów albo Ligi Europy, otworzę sobie to TOP50, co skutecznie powinno mnie zniechęcić do włączania telewizora. Nikt przecież nie powiedział, że rzeczywistość już za kilka tygodni nie zmusi mnie do wprowadzenia znacznych korekt w czołówce poniższego zestawienia…

No to jedziemy! TOP 50.

Stan na: 8 lipca 2016 r.

1. Liga Europy 2014/2015 (III runda kwalifikacyjna)

UMF Stjarnan Garðabær – Lech Poznań, 1:0, 0:0

(Trener Mariusz Rumak)

W drużynie z Islandii grało bodaj czterech piłkarzy profesjonalnie trudniących się grą w piłkę. Reszta to studenci i przedstawiciele innych zawodów. Po takim meczu trener i piłkarze powinni otrzymać dożywotni zakaz reprezentowania Polski w pucharach, tym bardziej że klęska nastąpiła w rok po odpadnięciu z Żalgirisem (patrz pozycja 3. w rankingu). Jeden z największych sukcesów islandzkiej piłki klubowej.

2. Liga Mistrzów 2009/2010 (II runda wstępna)

Wisła Kraków – Levadia Tallinn, 1:1, 0:1

(Trener Maciej Skorża)

W 2014 roku pisałem: „Absolutny król kompromitacji. Przez wiele lat nic chyba nie będzie w stanie przebić klęski z Estończykami.” Jak wiemy, Lech Poznań jednak przebił. Po tym meczu trener Skorża głowy nie stracił, choć nazwał ten dwumecz swoim „trenerskim Waterloo”.

3. Liga Europy 2013/2014 (III runda wstępna)

Żalgiris Wilno – Lech Poznań 1:0, 1:2

(Trener Mariusz Rumak)

Trudno opisać słowami ten blamaż. Jeden piłkarz Lecha wart był tyle, co cały zespół Żalgirisu. Mimo ostrej reakcji mediów po pierwszym meczu, gracze Lecha nie byli w stanie zmobilizować się na rewanż. Ponad 16 tys. widzów (może w całym sezonie ligi litewskiej tyle osób przychodzi na mecze Żalgirisu) było świadkami bezprecedensowej klęski.

4. Puchar UEFA 2003/2004 (Runda kwalifikacyjna)

Cementarnica Skopje – GKS Katowice, 0:0, 1:1

(Trener Edward Lorens)

Buńczuczność trenera Lorensa na nic się zdała w starciu ze słabeuszami z Macedonii. GKS przypieczętował największy sukces w historii Cementarnicy. Trener Lorens po tym wyczynie nie znalazł już nigdzie stałego zatrudnienia.

5. Liga Europy 2016/2017 (I runda kwalifikacyjna)

FK Shkëndija Tetowo – Cracovia Kraków, 2:0, 2:1

(Trener Jacek Zieliński)

Pozostajemy w klimatach macedońskich. Czwarta drużyna polskiej ekstraklasy nie nawiązuje ani przez chwilę walki z wicemistrzem Macedonii. To był piąty występ Shkëndiji w europejskich pucharach i pierwszy przypadek, gdy udało im się stanie przejść rundę.

6. Puchar Europy Mistrzów Klubowych 1959/1960 (I runda)

Juenesse Esch – ŁKS Łódź, 5:0, 1:2

(Trener Władysław Król)

W zamierzchłych czasach miało miejsce takie wydarzenie jak porażka z Luksemburczykami – jakby ktoś chciał sondować dno polskiego kunsztu piłkarskiego, ma świetny punkt odniesienia. Większość amatorskich piłkarzy luksemburskich w dniu meczu do późna pracowała w swoich zakładach.

Źródło: slowfoot.pl

Źródło: slowfoot.pl

7. Liga Europy 2010/2011 (III runda kwalifikacyjna)

Wisła Kraków – Qarabağ Ağdam, 0:1, 2:3

(Trener Henryk Kasperczak)

Karabach rok wcześniej wyeliminował Rosenborg Trondheim i minimalnie uległ Twente w IV rundzie kwalifikacyjnej, nie był więc drużyną zupełnie przypadkową. Mimo wszystko, Wisła Kraków nie miała prawa tych meczów przegrać w takim stylu.

8. Puchar Intertoto 2006 (II runda)

FC Tyraspol – Lech Poznań, 1:0, 3:1

(Trener Franciszek Smuda)

9. Liga Europy 2011/2012 (I runda kwalifikacyjna)

Jagiellonia Białystok – Irtysz Pawłodar, 1:0, 0:2

(Trener Michał Probierz)

Trudno cokolwiek powiedzieć po odpadnięciu z zespołem z Kazachstanu.

Kibice Jagielloni ładnie jednak pogratulowali Kazachom.

Źródło: lubczasopismo.salon24.pl

Źródło: lubczasopismo.salon24.pl

10. Puchar UEFA 2001/2002 (Runda kwalifikacyjna)

Fylkir Reykjavík – Pogoń Szczecin, 2:1, 1:1

(Trener Mariusz Kuras)

Jedna z bardziej zawstydzając klęsk w XXI wieku. Pogoń Szczecin w ostatnich minutach traci awans z Islandczykami. Prezes Ptak, który przed meczem zaprosił garstkę islandzkich kibiców na pomeczowy obiad, chcąc nie chcąc musiał spełnić swoją obietnicę.

11. Puchar Zdobywców Pucharów 1995/1996 (1/32 finału)

GKS Katowice – Ararat Erywań, 2:0, 0:2 karne 4:5

(Trener Orest Lenczyk)

Jedna z największych kompromitacji polskiej klubowej piłki nożnej w latach dziewięćdziesiątych. Miałem wtedy 8 lat i słabo pamiętam ten mecz, a jeśli już to głównie ze względu na szok, jaki wywołała ta porażka. Warto wspomnieć, że w czasie, gdy GKS odpadał z Araratem, zacięte boje z inną ormiańską drużyną – Szirakiem Giumri – toczyło w Pucharze UEFA Zagłębie Lubin. Tam na szczęście zakończyło się to awansem „miedziowych”.

12. Puchar Intertoto 2003 (I runda)

Odra Wodzisław Śląski – Shamrock Rovers FC, 1:2, 0:1

(Trener Ryszard Wieczorek)

Jedyna porażka polskiego klubu w historii w starciu z Irlandczykami. Co ciekawe, trenerem Shamrock Rovers był wówczas Liam Buckley, który obecnie jest szkoleniowcem St.Patrick’s Athletic, czyli… najbliższego rywala Legii Warszawa w walce o Ligę Mistrzów.

13. Puchar Intertoto 2003 (I runda)

Polonia Warszawa – Toboł Kostanaj, 0:3, 1:2

(Trener Krzysztof Chrobak)

14. Puchar UEFA 2003/2004 (Runda kwalifikacyjna)

FK Ventspils – Wisła Płock, 1:1, 2:2

(Trener Mirosław Jabłoński)

Gigantyczna wpadka Wisły Płock, która w meczu rewanżowym prowadziła po pierwszej połowie 2:0, by po frajersku dać sobie wydrzeć pewny awans w drugiej odsłonie. Klęska w meczach, w których prowadzi się w stosunku 2:0 urosła tym samym do rangi tradycji w przypadku trenera Jabłońskiego. Niesłuszną czerwoną kartką w meczu rewanżowym ukarany został słynny boiskowy brutal, Marcin Wasilewski, co mogło mieć wpływ na końcowy rezultat. Do dziś porażka Wisły Płock pozostaje jedynym przypadkiem odpadnięcia polskiego klubu z pucharów (nie licząc Pucharu Intertoto – patrz pkt. 21) za sprawą rywala z Łotwy. Pozostałych siedem starć zakończyło się po myśli polskich drużyn.

15. Puchar UEFA 1992/1993 (1/32 finału)

Widzew Łódź – Eintracht Frankfurt, 2:2, 0:9

(Trener Władysław Jan Żmuda)

Ja rozumiem, że Niemcy, ale… Mecz ten praktycznie zakończył karierę trenerską 53-letniego wówczas Władysława Żmudy.

16. Puchar Intertoto 2008 (I runda)

Cracovia Kraków – Szachtior Soligorsk, 1:2, 0:3

(Trener Stefan Majewski)

Wyjazd na Białoruś byłby, przynajmniej na papierze, nieco mniej bolesny, gdyby Cracovia nie straciła dwóch bramek w doliczonym czasie gry.

17. Puchar UEFA 2008/2009 (II runda kwalifikacyjna)

Legia Warszawa – FK Moskwa, 1:2, 0:2

(Trener Jan Urban)

Przeciętne FK Moskwa nie pozostawiło żadnych złudzeń Legii. Można było liczyć się z porażką w tym dwumeczu, ale styl pozostawił duży niesmak.

18. Puchar UEFA 1978/1979 (1/32 finału)

MSV Duisburg – Lech Poznań, 5:0, 5:2

(Trener Jerzy Kopa)

Strata 10 bramek w dwumeczu to zdecydowanie za dużo, nawet jeśli rywalem jest czołowa drużyna niemiecka, a Lech debiutuje na europejskiej scenie. Co interesujące, Lech zagrał w Duisburgu w koszulkach… Warty Poznań. Biało-niebieskie koszulki były zarezerwowane dla gospodarzy.

Źródło: sport.pl

Źródło: sport.pl

19. Puchar UEFA 2004/2005 (I runda)

Wisła Kraków – Dinamo Tbilisi, 4:3, 1:2

(Trener Henryk Kasperczak)

Jeden z długiej listy kompromitujących występów Wisły w europejskich pucharach na przestrzeni ostatniej dekady. Po meczu rewanżowym Maciej Żurawski zdobył się na odważną deklarację: „nie graliśmy z ogórkami” – powiedział. Od tej chwili tego typu usprawiedliwienie (oraz „dziś w Europie nie ma już słabeuszy”) będzie często pojawiać się w wypowiedziach piłkarzy po przegranych meczach z rywalami ze wschodu.

20. Puchar UEFA 2003/2004 (II runda)

Valerenga Oslo – Wisła Kraków, 0:0, 0:0 karne 4:3

(Trener Henryk Kasperczak)

Po świetnym pierwszym sezonie 2002/2003, dla trenera Kasperczaka na ławce trenerskiej Wisły nastały chude lata. Choć po efektownym wyeliminowaniu NEC Nijmegen wydawało się, że przejście Valerengi będzie tylko formalnością, rzeczywistość okazała się brutalna. Niestety, Wiślacy przez 3,5 godziny gry w dwumeczu nie byli w stanie strzelić Norwegom choćby jednej bramki. Odpadli w karnych. W kolejnych dwóch sezonach Wisła koncertowo odpadała z Dinamo Tbilisi (pkt. 19) i – już za trenera Engela – z Vitória Guimarães (pkt. 36).

21. Puchar Intertoto 2002 (I runda)

Zagłębie Lubin – Dinaburg Daugavpils, 1:1, 0:1

(Trener Stefan Majewski)

Mniej więcej w tym czasie polskie kluby przestały szanować Puchar Intertoto. Nie bardzo wiadomo po co w ogóle się do niego zgłaszały. Mimo, że w latach 2006-2008 aż 11 zespołów zyskiwało kwalifikację do Pucharu UEFA, dla polskich drużyn niemal zawsze był on kulą u nogi. Ówczesny trener Zagłębia, Stefan Majewski, mówił o tym bez ogródek. W żadnym razie głupota czy też niezrozumienie stawki Pucharu nie mogą jednak być usprawiedliwieniem tego wyniku.

22. Puchar Intertoto 1996 (faza grupowa)

KAMAZ Nabierieżnyje – ŁKS Łódź, 3:0

ŁKS Łódź – Spartak Warna, 1:1

TSV 1860 Monachium – ŁKS Łódź, 5:0

ŁKS Łódź – FC Kaučuk Opava, 0:3

(Trener Marek Dziuba)

Od sezonu 1995/1996 zwycięzcy Pucharu Intertoto byli premiowani awansem do Pucharu UEFA. Jak widać, łodzian to nie zmobilizowało. Był to jak dotąd ostatni występ ŁKS-u w tych rozgrywkach. Później w pucharach wystąpili już tylko w sezonie 1998/1999.

23. Puchar UEFA 1989/1990 (1/32 finału)

RoPS Rovaniemi – GKS Katowice, 1:1, 1:0

(Trener Władysław Jan Żmuda)

Klops Rovaniemi. Kolejny przykład na to, że GKS w pewnym okresie był silny jak na polską ligę, ale w pucharach kompromitował kraj na potęgę.

24. Puchar UEFA 2012/2013 (III runda kwalifikacyjna)

AIK Solna – Lech Poznań, 3:0, 0:1

(Trener Mariusz Rumak)

Liga szwedzka do potężnych nie należy, a tamtejsze kluby nie zwykły stawiać zbyt wysoko poprzeczki polskim zespołom w europejskich pucharach… aż do sezonu 2012/2013, kiedy poślizgnęły się na nich Śląsk i właśnie Lech. Najśmieszniejsze w tym wszystkim jest to, że Lech we wcześniejszych fazach wyeliminował Kazachów i Azerbejdżanów (wiązało się to z bardzo kosztownymi wojażami po Azji), tylko po to, by potknąć się na niewiele lepszych Szwedach. Biorąc pod uwagę wysokie koszty udziału w rozgrywkach, lechici nie mieli prawa przegrać dwumeczu z AIK-iem.

25. Puchar UEFA 2006/2007 (I runda kwalifikacyjna)

Zagłębie Lubin – Dynamo Mińsk, 1:1, 0:0

(Trener Edward Klejndinst)

„Miedziowi” odpadają z Dynamem Mińsk i w ogóle nie czują się zażenowani tym faktem.

26. Puchar UEFA 1981/1982 (1/32 finału)

Malmö FF – Wisła Kraków, 2:0, 3:1

(Trener Lucjan Franczak)

Biorąc pod uwagę ówczesną siłę skandynawskiej piłki, ten dwumecz należy uznać za coś więcej niż potknięcie. Prasa pisała: „Wyniki polskich zespołów w pierwszej rundzie europejskich pucharów, już po raz któryś z kolei, uwidoczniły nam miejsce, w którym znajduje się nasz futbol, jaka różnica dzieli polską piłkę od średniego europejskiego poziomu”.

27. Puchar UEFA 1982/1983 (1/16 finału)

Śląsk Wrocław – Servette Genewa, 0:2, 1:5

(Trener Jan Caliński)

Blamaż, który nastąpił po efektownym wyeliminowaniu przez Śląsk Wrocław radzieckiego Dynamo Moskwa. Niestety, coś się w drużynie wrocławian zacięło.

28. Puchar Intertoto 2004 (I runda)

Odra Wodzisław Śląski – Dynamo Mińsk, 1:0, 0:2

(Trener Ryszard Wieczorek)

29. Puchar Intertoto 2001 (I runda)

Dyskobolia Grodzisk – Spartak Warna, 1:0, 0:4

(Trener Edward Lorens)

30. Puchar Europy Mistrzów Klubowych 1989/1990 (I runda)

Ruch Chorzów – CSKA Sofia, 1:1, 5:1

(Trener Jerzy Wyrobek)

Co wolno to wolno, ale w takich rozmiarach przegrywać z Bułgarami – chyba nie.

31. Liga Europy 2013/2014 (faza grupowa)

S.S. Lazio – Legia Warszawa, 1:0, 2:0

Legia Warszawa – Apollon Limassol, 0:1, 2:0

Trabzonspor Kulübü – Legia Warszawa, 2:0, 2:0

(Trener Jan Urban)

Pięć porażek w sześciu meczach i tylko dwie strzelone bramki – występ prawie porównywalny z Amicą Wronki w sezonie 2004/2005, ale boleśniejszy ze względu na o wiele większy potencjał i oczekiwania wobec Legii.

32. Puchar Intertoto 1966/1967 (faza grupowa)

IFK Norrköping – Polonia Bytom, 5:1, 1:3

Polonia Bytom – Dynamo Drezno, 0:0, 1:7

Spartak Hradec Králové – Polonia Bytom 0:0, 0:0

(Trener Józef Malchel [?])

Można powiedzieć, że wyszukiwanie wyników Pucharu Intertoto jest bez sensu, gdyż nie wszyscy traktowali te rozgrywki na serio, ale w tym przypadku granica lekceważenia została przekroczona, tym bardziej, że zaledwie trzy sezony wcześniej Polonia w Pucharze Intertoto triumfowała.

33. Liga Mistrzów 1994/1995 (Runda wstępna)

Legia Warszawa – Hajduk Split, 0:1, 0:4

(Trener Paweł Janas)

Tej klęski i w takich rozmiarach nikt się nie spodziewał. Pierwsze zetknięcie z Ligą Mistrzów było bolesne dla Legii.

34. Liga Mistrzów 2012/2013 (III runda wstępna)

Śląsk Wrocław – Helsingborgs IF, 0:3, 1:3

(Trener Orest Lenczyk)

Porażki z mistrzem Szwecji w rozmiarze bardzo zawstydzającym.

35. Puchar UEFA 2005/2006 (II runda kwalifikacyjna)

Legia Warszawa – FC Zurich, 0:1, 1:4

(Trener Jacek Marek Zieliński)

Rozkojarzenie Legii przełożyło się na dość wstydliwą porażkę ze Szwajcarami. Samo odpadnięcie byłoby do przełknięcia, ale 4:1 w rewanżu nie daje o sobie zapomnieć.

36. Puchar UEFA 2005/2006 (I runda)

Vitória Guimarães – Wisła Kraków, 3:0, 1:0

(Trener Jerzy Engel)

Sezon 2005/2006 był beznadziejny dla polskich klubów. Wisła w fatalnym stylu odpada z ówczesną „czerwoną latarnią” ligi portugalskiej.

37. Puchar Intertoto 1983 (faza grupowa)

Cracovia Kraków – Videoton Székesfehérvár, 1:3, 0:6

Sturm Graz – Cracovia Kraków, 0:2, 1:1

Cracovia Kraków – Rudá Hvězda Cheb, 0:2, 0:2

(Trenerzy Henryk Stroniarz i Zenon Baran)

W latach osiemdziesiątych dwie wysokie porażki z Węgrami chluby już nikomu nie przynoszą.

Źródło: wikipasy.pl

Źródło: wikipasy.pl

38. Puchar UEFA 2004/2005 (II runda kwalifikacyjna)

Terek Grozny – Lech Poznań, 1:0, 1:0

(Trener Czesław Michniewicz)

Lech Poznań ulega rosyjskiemu drugoligowcowi z Czeczenii.

39. Puchar UEFA 1980/1981 (1/32 finału)

Śląsk Wrocław – Dundee United, 0:0, 2:7

(Trener Orest Lenczyk)

Orest Lenczyk odkupił swoje winy dopiero 30 lat później, eliminując, ponownie jako trener Śląska Wrocław, Dundee United z Ligi Europy.

40. Puchar UEFA 2004/2005 (faza grupowa)

Amica Wronki – Glasgow Rangers, 0:5

Grazer AK – Amica Wronki, 3:1

Amica Wronki – AZ Alkmaar, 1:3

AJ Auxerre – Amica Wronki, 5:1

(Trener Maciej Skorża)

Amica wymęczyła awans do fazy grupowej Pucharu UEFA (jako pierwsza polska drużyna w historii), ale z perspektywy czasu można powiedzieć, że było to pyrrusowe zwycięstwo i lepiej gdyby tak się nie stało. Amica była niestety pośmiewiskiem rozgrywek i w czterech meczach grupowych okazała się chłopcem do bicia.

41. Puchar Intertoto 1995 (faza grupowa)

Aarhus GF – Górnik Zabrze, 4:1

Górnik Zabrze – FC Basel, 1:2

Sheffield Wednesday – Górnik Zabrze, 3:2

Górnik Zabrze – Karlsruher SC, 1:6

(Trener Adam Michalski)

W pierwszym sezonie, w którym zwycięzcy Pucharu Intertoto mogli liczyć na kwalifikację do Pucharu UEFA, srogie lanie zebrał Górnik Zabrze. Warto wspomnieć, że zwycięzca tamtej edycji, Girondins de Bordeaux, awansował później aż do finału Pucharu UEFA.

42. Puchar UEFA 1987/1988 (1/32 finału)

Sportul Studenţesc – GKS Katowice, 1:0, 2:1

(Trener Władysław Jan Żmuda)

Zbyt łatwo GKS dał się ograć rumuńskiemu średniakowi, dla którego wygrana z GKS-em była największym sukcesem w historii klubu. Niestety, po raz kolejny na liście nazwisko Władysława Żmudy.

43. Puchar Intertoto 1991 (faza grupowa)

Zagłębie Lubin – IFK Norrköping, 2:1, 2:2

Zagłębie Lubin – Lyngby BK, 3:0, 0:3

Zagłębie Lubin – Lausanne Sports, 1:3, 1:8

(Trener Marian Putyra)

Być może echa tej wstydliwej porażki z lozańczykami sprawiły, że w kolejnej edycji Pucharu Intertoto polskie kluby w ogóle nie wystartowały.

44. Puchar Europy Mistrzów Klubowych 1980/1981 (II runda)

CSKA Sofia – Szombierki Bytom, 4:0, 1:0

(Trener Hubert Kostka)

Umówmy się, że mistrz Polski (nawet jeśli były nim Szombierki) nie powinien przegrywać w takim stosunku z mistrzem Bułgarii.

45. Liga Mistrzów 1992/1993 (II runda)

IFK Göteborg – Lech Poznań, 1:0, 3:0

(Trener Henryk Apostel)

Pierwsza edycja Ligi Mistrzów UEFA nie rozpoczęła się dobrze dla polskich zespołów.

46. Puchar Intertoto 1974 (faza grupowa)

ŁKS Łódź – Sturm Graz, 1:0, 4:3

Randers Freja – ŁKS Łódź, 5:0, 1:1

ŁKS Łódź – VSS Koszyce, 1:3, 1:1

(Trener [brak danych, więc kolejny wstyd – dla działaczy i autorów stron poświęconych ŁKS-owi])

Razi przede wszystkim kompromitująca porażka łodzian z duńskimi kelnerami. ŁKS ostatecznie zajął drugie miejsce w tej grupie, więc ogólnie zaprezentował się wcale nieźle.

47. Liga Mistrzów 1993/1994 (II runda)

Lech Poznań – Spartak Moskwa, 1:5, 1:2

(Trener Roman Jakóbczak)

W drugim podejściu Lecha Poznań do Ligi Mistrzów też nie było lepiej. Smutny epizod trenerski Romana Jakóbczaka, reprezentacyjnego pomocnika z lat 1974-1976.

48. Puchar Intertoto 1974 (faza grupowa)

MSV Duisburg – Górnik Zabrze, 6:1, 3:3

Hvidovre IF – Górnik Zabrze, 2:2, 0:3

Górnik Zabrze – FC Winterthur, 1:3, 4:3

(Trener Teodor Wieczorek)

Ostatecznie Górnik Zabrze zakończył rywalizację w tej grupie na drugim miejscu – w ostatecznym rozrachunku wstydu więc nie było. W meczu z Duisburgiem zabrzanie byli zresztą lekko osłabieni.

49. Puchar Intertoto 1988 (faza grupowa)

ŁKS Łódź – 1. FC Kaiserslautern, 2:4, 1:4

ŁKS Łódź – Admira Wacker Mödling, 2:6, 2:2

ŁKS Łódź – FC Luzern, 1:3, 1:3

(Trener Leszek Jezierski [? – po raz kolejny brak pewności, fatalna polityka informacyjna ŁKS-u])

Marny jeden punkt w sześciu meczach to nie jest dobry wynik.

50. Puchar UEFA 2012/2013 (III runda kwalifikacyjna)

Ruch Chorzów – Viktoria Pilzno, 0:2, 0:5

(Trener Tomasz Fornalik)

Nie można mieć pretensji do Ruchu Chorzów za to, że awansował do pucharów (nikt inny nie chciał), ale porażka zbyt wyrazista.

* * *

Na liście powinny się też niewątpliwie znaleźć co najmniej dwa zwycięskie dwumecze. Pierwszy rozegrał Lech Poznań trenera Jacka Zielińskiego w II rundzie kwalifikacyjnej do Ligi Mistrzów w sezonie 2010/2011. W starciu z azerbejdżańskim Interem Baku dwukrotnie padły wyniki 1:0. O awansie Lecha przesądził dramatyczny konkurs rzutów karnych i wygrana 9:8. Obrazu goryczy dopełniła szalona radość „Kolejorza” po wygranym konkursie „jedenastek”. Innym przykładem jest potyczka Ruchu Chorzów (trener Waldemar Fornalik) z maltańskim FC Valetta w sezonie 2010/2011 Ligi Europy. 1:1 na wyjeździe i 0:0 u siebie chluby nie przynosi, tym bardziej, że w bramce „niebieskich” dwoił się i troił Matko Perdijić. Można dyskutować, czy podobnym przypadkiem nie jest też dwumecz z Pucharu UEFA 2007/2008 między GKS-em Bełchatów Oresta Lenczyka a Ameri Tbilisi (2:0, 0:2 karne 4:2).

* * *

Tytułem podsumowania, na czoło wysuwają się następujące nazwiska: Władysław Jan Żmuda, Orest Lenczyk i Henryk Kasperczak (wszyscy po trzy kompromitacje) oraz Edward Lorens, Ryszard Wieczorek, Jan Urban, Maciej Skorża i Mariusz Rumak (po dwie wpadki). Jeśli chodzi o kluby, najczęściej nasz kraj zawstydzała Wisła Kraków (aż sześć razy), tuż przed Legią Warszawa (pięciokrotnie). Po cztery wtopy zaliczyli: GKS Katowice, Lech Poznań i ŁKS Łódź, przy czym ŁKS głównie w Pucharze Intertoto (jeśli nie liczyć porażki z Luksemburczykami ponad 50 lat temu). Trzy wpadki padły udziałem Zagłębia Lubin i Śląska Wrocław. Dwukrotnie kompromitowali się piłkarze Cracovii Kraków, Odry Wodzisław Śląski, Ruchu Chorzów, Górnika Zabrze oraz Widzewa Łódź.

Z czymś się nie zgadzacie? Macie inne typy? A może ja przesadziłem? Piszcie. Lista będzie stale uzupełniana!

Oto 40 milionów powodów, dla których powinniśmy ubiegać się o igrzyska w Krakowie

26 Środa Mar 2014

Posted by Marcin Senderski in Gospodarka, Sport

≈ 2 Komentarze

Tagi

euro 2012, igrzyska, igrzyska olimpijskie, imprezy sportowe, kraków, olimpiada

Dziwna moda zapanowała ostatnio w internetach. Wszyscy od prawa do lewa zawzięcie krytykują pomysł organizacji w Krakowie zimowych igrzysk olimpijskich w 2022 roku. Hejt porównywalny z nienawiścią do mamy Madzi, pijanych kierowców i sześciolatków w szkołach. Co ciekawe, te głosy to nie kolejny towar eksportowy klanu Gąsieniców z Gubałówki, ani następny po kampanii antygenderowej pomysł Episkopatu. Antyigrzyskowość jest na topie, jest hipsterska, klawa i dobrze się sprzedaje. Zbiorowej demencji dały się ponieść w zasadzie wszystkie grupy społeczne, w tym spora część normalsów. Tylko patrzeć, a ruszy produkcja koszulek, breloczków i… rezystorów (?) z hasłem „nie dla igrzysk”.

Nie zamierzam trwonić słów nad polemiką ze zdaniem babć z ulicy, które czasami wypowiadają się do kamery o zgubnych konsekwencjach wielkopańskich igrzysk. W sprawie mierzi bowiem szczególnie lenistwo intelektualne publicystów. Zamiast zainwestować czas w rozpoznanie tematu, co przynajmniej dla zatrudnionych w mediach opiniotwórczych powinno być dobrą praktyką, większość z nich decyduje się na ślepe schlebianie powszechnej nagonce i marazmowi. W Poranku Radia TOK FM 25 marca br. Renata Kim, Eliza Olczyk i Andrzej Talaga zgodnie opowiedzieli się przeciw pomysłowi organizacji igrzysk w Krakowie. Była to kropla, która przelała czarę goryczy i ostatecznie skłoniła mnie do poświęcenia czasu na napisanie tego tekstu. Szczególnie Renata Kim niesamowicie się zaperzyła. „Wszyscy eksperci, którzy podliczali, ile kosztuje taka impreza, mówią, że koszty zawsze przewyższają zyski [prawdopodobnie red. Kim chodziło o przychody – M.S.]” – perorowała. W dalszej części wypowiedzi szpetnie wyraziła się o politykach obiecujących zyski – kłamcy. Niestety, muszę z pełną świadomością powiedzieć, że to red. Kim jest kłamcą (kłamczynią?). Dziennikarka – gotowa bez mrugnięcia okiem kląć się na wszystkie możliwe autorytety – z całą pewnością nie zapoznała się samodzielnie z ani jednym opracowaniem naukowym czy raportem, a już na pewno nie z takimi artykułami jak te znalezione na szybko przeze mnie:

  • Leopkeya, B., Parenta, M.M. (2012) Olympic Games Legacy: From General Benefits to Sustainable Long-Term Legacy, The International Journal of the History of Sport 29(6), 924-943.
  • Levy, B., Berger, P.D. (2013) On the Financial Advantage of Hosting the Olympics, International Journal of Humanities and Social Science 3(1), 11-20.
  • Rose, A.K., Spiegel, M.M. (2011) The Olympic Effect, Economic Journal 121(553), 652-677.

Nie sięgnęła też po żadne bryki w stylu przeglądu literatury M. Malfasa, E. Theodorakiego i B. Houlihana – Impacts of the Olympic Games as mega-events lub E. Kasimati – Economic aspects and the Summer Olympics: a review of related research. Nie przeszkadzało jej to jednak w sięganiu (mniej więcej w co drugim słowie) po bardzo brzydkie wyrazy: „ściema”, „bajanie”, „bzdura”, „nonsens”. Co tam, ciemny lud to kupi. Przecież brakuje kasy na żłobki.

Rzeczywiście, duża część naukowców słusznie zwraca uwagę, że raporty ex ante mają tendencję do wyolbrzymiania przyszłych korzyści związanych z organizacją wielkiej imprezy. Jest to działanie obliczone na uzyskanie akceptacji politycznej dla dużego projektu i obserwujemy ten proceder również w Polsce. Niemniej, nieprawdą jest stwierdzenie, że korzyści per saldo nie występują. Szczególnie w Polsce z większą pokorą powinniśmy podchodzić do ferowania lekkomyślnych wyroków niepochlebnych dla igrzysk. To my jesteśmy wszak państwem, które dzięki Euro 2012 jako jedyne w Europie uniknęło recesji i to pomimo beznadziejnej polityki gospodarczej prowadzonej przez rząd. Gdyby nie inwestycje realizowane na potrzeby Mistrzostw Europy w piłce nożnej, dołączylibyśmy niechybnie do grona maruderów. Mówimy o wydarzeniach sprzed niespełna dwóch lat. Zbiorowa skleroza?

Swoistym geniuszem błysnął też red. Talaga: „to zawsze jest potworny lobbing firm, na przykład budowlanych. Bo takie firmy zarabiają na budowie obiektów.” Redaktor ma rację. Działać trzeba tak, żeby nikt przypadkiem nie zarobił. Równanie w dół tudzież pielęgnacja status quo jest kwintesencją nowoczesnej polityki gospodarczej. Szybkie googlowanie pokazało, że potwór lobbingu jest podobny do latającego potwora spaghetti i wygląda mniej więcej tak:

Potwor

Źródło obrazu: fronda.pl

Powtórzmy też raz jeszcze, powtarzaną do znudzenia prawdę, że wydatki związane stricte z organizacją igrzysk są relatywnie niewielkie i ograniczają się do kilku (w przypadku imprezy typu Euro 2012) do kilkunastu (w przypadku zimowych igrzysk) miliardów złotych. W odniesieniu do niedawnego Euro 2012 były to koszty budowy czterech stadionów oraz wydatki związane z zabezpieczeniem imprezy. Cała reszta, którą publicyści chętnie doliczają do rachunku imprezy, to inwestycje, które tak czy inaczej by powstały. Dzięki ich wymuszonemu przyspieszeniu, mogliśmy cieszyć się prędzej z efektów. Podobnie jest w przypadku zimowych igrzysk olimpijskich. Nakłady na infrastrukturę sportową osiągną zapewne kwotę trochę wyższą niż przy okazji Euro 2012. Co prawda wystarczy jeden stadion (organizatorzy planują ceremonię otwarcia na istniejącym stadionie Wisły, ale mnie wydaje się to nierealne), ale do wybudowania pozostaje kilka innych obiektów, między innymi okryty ponurą sławą tor saneczkowo-bobslejowy, który – i to akurat święta prawda – nigdy się nikomu nie zwrócił. To nieśmiertelny argument przeciwników igrzysk, którzy będą go powtarzać do końca świata. Ale niestety – tak samo jak nie można nauczyć się pływać, nie zachłystując się raz czy dwa wodą z chlorem, nieznany jest przypadek organizacji igrzysk bez utopienia części funduszy w lodowej rynnie.

Według obecnej wiedzy igrzyska mają kosztować 17 mld zł, z czego jakieś 8 mld to infrastruktura. Pozostaje 9 mld na obiekty sportowe, przy czym organizatorzy przekonują, że część i tak by powstała (znając życie – nie wierzę, ale taka jest oficjalna wersja). Warto pamiętać również, że część inwestycji weźmie na siebie Słowacja, gdzie odbędą się co najmniej konkurencje alpejskie. Ponadto, jest pewne, że krakowskie igrzyska odbędą się pod hasłem oszczędności. Nie ma mowy o dorównaniu poziomem wydatków krajom, które z pieniędzmi się nie liczą (vide Pekin 2008, Soczi 2014). Taki przekaz marketingowy ma szansę okazać się wręcz atrakcyjny, dając szansę na nawiązanie do pierwotnej idei igrzysk. W aurze kryzysu hasło oszczędnej imprezy może stać się nośne.

Swoje trzy grosze do dyskusji dorzucił red. Antoni Bohdanowicz z natemat.pl w artykule „Oto pięć powodów, dlaczego nie powinniśmy ubiegać się o Igrzyska w Krakowie. Powiedzmy temu pomysłowi stop!”.

Red. Bohdanowicz najpierw testuje też wiedzę czytelników, pytając w jakim mieście odbyły się igrzyska w 1994 roku. Lillehammer, to oczywiste. Zakończyły się raczej finansową klapą i do dziś Lillehammer nie jest szczególnie rozpoznawalnym kurortem zimowym. Wszystko prawda. Ale my nie organizujemy igrzysk w Trzebini albo Skawinie (populacja tych miast odpowiada mniej więcej Lillehammer), tylko w Krakowie i Zakopanem, które już teraz mają nie najgorszą rozpoznawalność wśród turystów i – co najważniejsze – potencjał wzrostu. Trudno powiedzieć, na co dwie dekady temu liczyli organizatorzy igrzysk w Norwegii, ale z pewnością po latach poszli po rozum do głowy – w wyścigu o igrzyska w 2022 roku wystawili do boju Oslo, które będzie najgroźniejszym konkurentem historycznej stolicy Polski.

Zdanie „jaki jest sens promowania imprezy, o której nie wiadomo nawet, czy się odbędzie” (red. Bohdanowicz pije do wydatków ponoszonych już teraz na promocję, spoty reklamowe itp.) zdradza kompletną nieznajomość tematu. Rozumiem, że krytykancki rozmach i werwa autora pozwala mu myśleć, że igrzyska to projekt na tyle banalny, że mógłby go rozpisać samemu, pierdząc w tym czasie w fotel i oglądając telenowelę, ale rzeczywistość jest bardziej skomplikowana. Na szczęście MKOl wymaga już na tym etapie kompleksowej dokumentacji, m.in. jasno sformułowanej tzw. strategii  dziedzictwa (ang. legacy strategy), w której aplikant formułuje wizję związaną z post-olimpijskim rozwojem miasta w zakresie: turystyki, obiektów sportowych, rozwoju społeczno-gospodarczego itp. Najwyraźniej, w dobie Internetu są jednak tematy, na które każdy musi się wypowiedzieć, niezależnie od tego, czy ma cokolwiek mądrego do wygenerowania. Ot, modnie jest zaistnieć. Dziś red. Bohdanowicz zagra autorytet w dziedzinie organizacji igrzysk, jutro będzie pisał o żywności genetycznie modyfikowanej, a pojutrze o umowach śmieciowych. „Znajomi mówią, że potrafię coś powiedzieć na każdy temat, więc chyba pasuję do natemat.pl” – głosi opis na profilu blogera i jest wyjątkowo trafny.

Pomysł organizacji referendum, proponowany przez red. Bohdanowicza, jest niewydarzony, gdyż głosowanie nie przyciągnęłoby do urn wymaganych 50 proc. obywateli. Wszyscy to wiemy, ale wszyscy dajemy się od czasu do czasu złapać w sieć magicznego myślenia o dobrodziejstwie referendów. Może przy nakładach promocyjnych równych tym, które wydaje się obecnie na kandydaturę Krakowa (albo chociaż tym, które wydano na promocję referendum akcesyjnego w 2003 roku – tam 50-proc. próg został ledwo-ledwo pobity), miałoby to sens. Ale wówczas z pomocą przychodzi żelazna logika dana nam do ręki przez samego blogera: jaki jest sens finansowania referendum, o którym nie wiadomo nawet czy będzie wiążące? Nie oszukujmy się, polskie społeczeństwo nie dorosło do posługiwania się tym instrumentem demokracji bezpośredniej i szybko się to nie zmieni. Standard wybranych do parlamentu polityków najlepiej świadczy również o raczej marnej jakości decyzji podejmowanych przez ogół obywateli.

Rozczulające jest zakończenie artykułu:

„Nikt na tym nie zyska, poza gronem firm, które wygrają przetargi/zlecenia m.in. na projektach oraz budowie obiektów czy dróg (choć te drugie i bez imprezy powinny powstać)”

Nikt, rzeczywiście. Pan Bohdanowicz zapewne na kursy ekonomiczne uczęszczał do red. Talagi. Mam nadzieję, że egzamin poprawkowy będzie miał miejsce już w jakimś zakładzie zamkniętym. Najpierw jednak trzeba będzie repety z podstaw matematyki, bo z warsztatem arytmetycznym też u blogera nie najlepiej.

A teraz moje autorskie zdanie, które wyrażę krótko, choć nieco manifestowo:

Dzięki igrzyskom, polską przywarę – jaką jest nieuleczalna skłonność do improwizacji – możemy zaprząc do realizacji kolejnych celów cywilizacyjnych. Jesteśmy na co dzień dość miernym narodem, któremu opornie idzie zwykła, rutynowa praca w warunkach „bez batu nad głową”. Jesteśmy jednak również skorzy do mobilizacji w chwilach dziejowych i przełomowych. Odpowiadając red. Bohdanowiczowi w konwencji tytułu jego tekstu – jest 40 milionów powodów do organizacji igrzysk w Krakowie. Są to: nasza polska próżność, zdolność do pracy pod presją czasu, pragnienie sukcesu oraz uznania – coś, co chcąc nie chcąc każdy z nas ma w jakimś stopniu w genach. Praktyka uczy także, że dobre projekty zawsze ogniskują w sobie ponadnormatywną dozę krytyki. Bezrefleksyjna nienawiść do igrzysk, tym bardziej ze strony laików posługujących się bardzo wątłymi i sztampowymi argumentami, powinna nadać projektowi rozpędu, a organizatorom animuszu do dalszej pracy. Będzie on potrzebny. Bo zanim odnajdziemy w naszych wadach to co najlepsze i skanalizujemy swoją energię na konstruktywną pracę, będziemy musieli wszyscy zwalczyć naszą największą bolączkę – krytykanctwo.

Euro, Euro i… po Euro

08 Niedziela Lip 2012

Posted by Marcin Senderski in Sport

≈ Dodaj komentarz

Tagi

euro 2012, fair play, imprezy sportowe w Polsce, jedenastka Euro, organizacja Euro, stadiony na Euro, sędziowanie

Nie ma od tego ucieczki. Wypada podsumować to Euro, bo za chwilę każdy zapomni, że w ogóle było. Widzę to po sobie. Turnieje z czasów dziecięcych pamiętam bardzo dobrze. Euro 1996, Euro 1998, może trochę słabiej mundial w Stanach Zjednoczonych – miałem wtedy tylko siedem lat. Natomiast rozgrywki mistrzowskie z ostatnich lat zacierają mi się w pamięci dużo szybciej. Piętnaście lat temu taki turniej był wielką atrakcją, teraz – siłą rzeczy – jest tylko dodatkiem do pracy, nauki, innych zajęć. Za rok pewnie nie będę pamiętać, kto strzelał bramki dla Hiszpanii w meczu finałowym.

Euro było niezwykłe pod kilkoma względami, wypada zacząć od wymiaru sportowego:

  • Bardzo dobry poziom widowiska. Wiele gwiazd przyjechało na turniej w dobrej formie. Nie było na tych mistrzostwach nieciekawego meczu, nawet te kończące się wynikami 0:0 (tylko dwa!) były warte trzech godzin spędzonych przed telewizorem.
  • Tylko trzy czerwone kartki we wszystkich 31 meczach, w dodatku dwie w meczu otwarcia, z czego jedna niesłuszna. Co dziwne, fakt ten pozostał prawie niezauważony w mediach. Niesamowite fair play, zważywszy jak łatwo w dzisiejszym futbolu dostać „czerwień”.
  • Mało rzutów karnych. Tylko cztery, choć przez całą fazę grupową – jeden, również w meczu otwarcia. Na ostatnich mistrzostwach sędziowie dyktowali zdecydowanie więcej „jedenastek”. Miejmy nadzieję, że polsko-ukraińskie Euro będzie sygnałem do odwrócenia tego trendu.
  • W moim odczuciu, relatywnie niewiele rażących błędów sędziowskich. Z brzemiennych w skutki należy wymienić tylko te podczas meczów Polska-Grecja (Carlos Velasco Carballo), Chorwacja-Hiszpania (Wolfgang Stark), Anglia-Ukraina (Viktor Kassai). Bardzo nie podobał mi się również poziom sędziowania w meczu półfinałowym Hiszpania-Portugalia (Cuneyt Çakir). Ale obszerna analiza (pod którą się podpisuję) znajduje się tutaj: igol.

Z kwestii organizacyjnych:

  • W porównaniu z poprzednimi mistrzostwami, szczególnie tymi sprzed czterech lat, stadiony były naprawdę wspaniałe. To nie był biedaturniej jak w Austrii i Szwajcarii. Sam miałem okazję podczas tych mistrzostw odwiedzić trzy z nich: warszawski (Polska-Rosja), wrocławski (Polska-Republika Czeska) i gdański (Chorwacja-Hiszpania). Trochę gorzej prezentowało się otoczenie stadionów. W Gdańsku wielki plac budowy, we Wrocławiu – trochę lepiej, ale też nieciekawie. Trzeba też uczciwie oddać, że za cztery lata we Francji szykuje się istna stadionowa ekstrawagancja.
  • Naprawdę nieźle wyglądała kwestia transportu miejskiego. Z gdańskiego lotniska na stadion można było przedostać się w pół godziny. Warszawa była w ogóle poza konkurencją, bo to jedno z nielicznych miast na świecie, gdzie stadion znajduje się w centrum.
  • Wstydu najedliśmy się przed i po meczu Polska-Rosja. Jeśli którykolwiek dzień Euro 2012 zaświadczał o tym, że nie dorośliśmy jeszcze do organizacji takiego widowiska, to był to właśnie 12 czerwca. Lepiej powinno się zarządzać ruchem kibiców, a bandyci nie powinni dostać okazji do rozwinięcia skrzydeł. Trudno jednak o zdecydowanie, gdy nie ma nawet jednolitego frontu politycznego przeciw chuliganom.
  • Sądząc po korzystnych dla Polski artykułach, wywiadach, sondażach, zagranicznym kibicom się podobało, duża część zamierza wrócić. Nigdy nie wierzyłem w defetyzm siany przez krytyków Euro, gdyż homo kibicus to taka osoba, której do szczęścia potrzeba bardzo niewiele. Nie jest wybredna, chce obejrzeć dobry mecz, napić się piwa, pośpiewać, kupić pamiątki i przespać gdzieś, gdzie nie ma karaluchów. Jeśli na dodatek można zamienić z autochtonami dwa słowa po angielsku i wydać mniej pieniędzy niż się spodziewało, z uwagi na niskie ceny, to już w ogóle rewelacja. Do tego dopasował się poziom sportowy, rzecz na którą „Tusk” nie miał wpływu, a który był bardzo wysoki.

Inne:

  • Całkiem fajna piosenka na Euro:
  • Szpakowski się skończył i musi odejść.

Przedstawiciele różnych frakcji „antyeurowych” przerzucają się w mediach lamentami i szacunkami co do tego, ile pieniędzy zostało wydanych na te igrzyska próżności. Otóż, czuję się w obowiązku poinformować, że zbudowane za rządowe pieniądze autostrady, odnowione dworce kolejowe czy lotniska, zostają u nas. A że inwestycje zostały zrealizowane troszkę wcześniej niż to by się stało w normalnym trybie, cóż, Polska – kraj malkontentów. Najwyraźniej ćwiczmy się w narzekaniu z coraz to nowych powodów. Zawsze było utyskiwanie na powolność budów, a teraz jest na szybkość. Normalne. Co się zaś tyczy kosztów Euro, to szacowałbym je maksymalnie na kilka miliardów złotych. Są to wydatki na zabezpieczenie imprezy, logistykę oraz w jakiejś części na stadiony. Ale nie alokowałbym 100 proc. wartości stadionów jako bezpośredni wydatek na Euro, bo areny i tak wcześniej czy później musiałyby powstać – stadiony we Wrocławiu i w Gdańsku mogłyby być ewentualnie mniejsze. Kosztów marketingowych nie liczę, bo jest chyba oczywiste, że one akurat zwrócą się z nawiązką. Polska miała niesamowicie dobrą prasę, jak nigdy w historii. UEFA chyba też była zadowolona, bo mogła pobawić się zasuwanym dachem (niedużo takich stadionów na świecie). Gdyby banda ćwierćgłówków nie dała znać o swoim istnieniu w dniu meczu z Rosją, prawdopodobnie światowe media uznałyby mistrzostwa za turniej bez skazy, przynajmniej w jego „polskiej” części.

Co wyniesiemy z tego turnieju? Może właśnie uodpornimy się na nasze narodowe przywary. Coś się udało i chyba wszyscy mają tego świadomość. Reakcja na wypowiedź Jarosława Kaczyńskiego o „kompromitującej klęsce” może być tylko jedna. Rozdźwięk między rzeczywistością a majakami Prezesa jeszcze nigdy nie była tak olbrzymia. Wprowadził do organizmów Polaków paskudny zarazek, który jednakowoż może stać się szczepionką. Oby.

Czekają nas kolejne imprezy sportowe. Mistrzostwa Europy w siatkówce w 2013 roku (do spółki z Danią), siatkarski mundial rok później (to będzie wielka impreza!), a w 2016 roku Mistrzostwa Europy w szczypiorniaku. I akurat w przypadku piłki ręcznej mistrzostwa kontynentu stoją na wyższym poziomie niż mistrzostwa świata. Póki co niestety spalił się Chorzów ze swoją bezmyślną kandydaturą do organizacji Mistrzostw Świata w Lekkoatletyce w 2015 roku, ale liczę, że po pomyślnym ukończeniu tego obiektu, będzie on gościł dużą imprezę lekkoatletyczną. Wątpliwy jest niestety ewentualny sukces w staraniach o organizację igrzysk olimpijskich. Jesteśmy bez cienia szans jeśli chodzi o igrzyska letnie, natomiast oferta „zimowa” wymaga mobilizacji wszystkich sił i środków w kraju. Władze Zakopanego dotychczas w sposób żałośnie nieudolny starają się o Mistrzostwa świata w narciarstwie klasycznym i przypomina to trochę niegdysiejsze starania Wrocławia o EXPO.

Notkę o Euro wymaga zakończyć autorskim typem na jedenastkę turnieju. Po przemyśleniach, stawiam na: Buffon – Hummels, Alba, Pepe – Pirlo, Ronaldo, Khedira, Jiráček, Krohn-Dehli – Dzagoev, Balotelli. Umieściłbym jeszcze Greka Salpingidisa w nagrodę za to, co pokazał w trakcie turnieju i wartość jaką wniósł do drużyny, ale brakuje miejsca. Inny Grek, Karagounis, nie znalazł się tu ze względu na przestrzelony karny.

Dlaczego nie powinniśmy cieszyć się z losowania EURO 2012?

07 Środa Gru 2011

Posted by Marcin Senderski in Sport

≈ Dodaj komentarz

Tagi

euro 2012, kibice, losowanie, mistrzostwa europy, pigs, PIIGS, piłka nożna, PZPN

Im dłużej przetrawiam swoją piątkową mękę przed telewizorem, tym większy niesmak czuję w związku z losowaniem grup przyszłorocznych Mistrzostw Europy, które odbędą się w Polsce i na Ukrainie. Dziwi mnie powszechna w społeczeństwie radość z wylosowania łatwej grupy. Owszem, jest ona łatwa, ale jakby dodał pospiesznie minister Rostowski – tylko RELATYWNIE. Po raz kolejny empiria dowodzi, że mamy jako naród (wyłączając na chwilę z tej kategorii piłkarskich analfabetów, którzy o losowaniu być może nie słyszeli) bardzo krótką pamięć. Grupa z Ekwadorem i Kostaryką, pięć lat temu na Mistrzostwach Świata w Niemczech, była jeszcze łatwiejsza, a – zdążyliśmy już to najwidoczniej wyprzeć z pamięci – odpadliśmy z kretesem z dalszych gier. Pisze o tym dość obszernie Rafał Stec.

Poza meczem z Rosją, którego atrakcyjność tkwi raczej w kontekstach politycznych aniżeli piłkarskich, pozostałe starcia – z Grecją i Republiką Czeską – na papierze zapowiadają się jako dania nudne jak flaki z olejem. Gdyby nie status meczu otwarcia, potyczki Polski i Grecji, dwóch najsłabszych drużyn EURO 2008, nie obejrzałby w Europie pies z kulawą nogą. Można też podejrzewać, że w ostatniej kolejce rundy grupowej, światowe telewizje chętniej pokażą mecz Rosja-Grecja, niż rozgrywaną równolegle lokalną bitkę Polski (tym bardziej, jeśli to będzie dla niej tylko bój o honor) z jej południowymi sąsiadami.

Trudno czynić komukolwiek wyrzuty, bo na wynik losowania nikt (nawet, trzeba to przyznać, nawet PZPN) nie miał wpływu. Można utyskiwać na los, ale nie ma to większego sensu. Będę więc wciąż narzekać na nielogiczną reakcję kibiców. Owszem, radość z wylosowania teoretycznie najłatwiejszej grupy można zrozumieć – jeżeli ktoś jest optymistą. Dla mnie szanse Polski na wyjście z grupy wzrosły jednak nieproporcjonalnie w stosunku do ryzyka kompromitacji, czyli zajęcia miejsca niepremiowanego awansem. W mojej opinii, na idealny komplet grupowych rywali składały się drużyny Anglii, Portugalii i Francji. Z jednej strony, bardzo atrakcyjne marketingowo, z drugiej – sportowo do przejścia. To już jednak w tej chwili niewiele wnoszące dywagacje.

To co martwi wszak bardziej, to wymierne korzyści ekonomiczne z losowania. Na tej niwie, niestety bardziej zyskała Ukraina, która będzie u siebie gościć takich tuzów europejskiego futbolu jak reprezentacje Niemiec, Holandii, Anglii, Francji, Szwecji i Danii, toteż może liczyć również na przybycie kibiców z nieco zasobniejszymi portfelami. Z grona PIIGS-ów (pejoratywny akronim utworzony z pierwszych liter nazw krajów o najbardziej chwiejnych ostatnio gospodarkach), na Ukrainie zagra tylko Portugalia – ale i w tym przypadku kibice będą mieć przyjemność z podziwiania nad Dniestrem swego bożyszczego, CR7. Pozostałe „świnie”, Włochy, Irlandia, Grecja i Hiszpania, zagrają w Polsce. Razem z relatywnie biedniejszymi Rosjanami, Chorwatami i Czechami.

Pocieszenie? Zdecydowana większość z teamów narodowych szykuje się do zamieszkania w czasie turnieju w Polsce. Przynajmniej jak na razie, bo po wynikach losowania, swoje bazy zmieniają Skandynawowie – najpierw Szwedzi ogłosili, że przenoszą się pod Kijów, dziś na myśl o tysiąckilometrowych podróżach „wymiękli” Duńczycy. Pytanie, gdzie zadomowi się większość kibiców? Czy przyjedzie za reprezentacją, czy tam, gdzie rozlokowane są stadiony? Oczywiście, szczęśliwcy, którzy mają bilety na przyszłoroczne finały, nie będą się długo zastanawiać. Wydaje się jednak, że większość zaszczytu posiadania kart wstępu na stadiony nie dostąpi i atmosferą turnieju rozkoszować się będzie w strefach kibica. Inaczej bonusy wizerunkowe, związane z organizacją tak wielkiej imprezy, znacznie się z perspektywy Polski skurczą. Obywatele peryferyjnych Chorwacji czy Irlandii, albo stawianej w stan upadłości Grecji, mogą nie być odpowiednio podatni na uroki oferowane przez nasz kraj nadwiślański. I nie chodzi tu wcale o kwestie finansowe (jeżeli ktoś już przyjeżdża na turniej, to najpewniej nie z pustą portmonetką), ale o długofalowe czerpanie przez Polskę z pożytków wizerunkowych. Chorwacja i Grecja to po prostu kraje małe, „eksportujące” raczej niewielu turystów. Nic dziwnego. Do spółki z Włochami i Hiszpanią tworzą ścisłą europejską czołówkę przemysłu wypoczynkowego. Tym samym, nie należy się spodziewać, by śródziemnomorscy goście padli na kolana na widok Bałtyku, czy ugięli w pokorze kark pod wrocławskim pręgierzem.

Disclaimer

Wszelkie teksty zamieszczone na niniejszym blogu stanowią odzwierciedlenie wyłącznie moich prywatnych poglądów, myśli i opinii oraz nie są stanowiskiem żadnej instytucji lub organizacji, z którą jestem lub byłem związany zawodowo.

Wprowadź swój adres email, aby śledzić tego bloga i otrzymywać notyfikacje o nowych notkach.

Najnowsze wpisy

  • Evonomics and other miserable attempts to reinstate communism
  • Historia pewnego rewolucjonisty
  • Biedni Polacy patrzą na 500 złotych
  • Jak zostałem piwowarem domowym
  • MdM: jak zniszczyć dobry program

Archiwum

  • Grudzień 2016
  • Lipiec 2016
  • Luty 2016
  • Styczeń 2016
  • Październik 2015
  • Sierpień 2015
  • Czerwiec 2015
  • Maj 2015
  • Kwiecień 2015
  • Marzec 2015
  • Luty 2015
  • Styczeń 2015
  • Lipiec 2014
  • Maj 2014
  • Kwiecień 2014
  • Marzec 2014
  • Styczeń 2014
  • Listopad 2013
  • Lipiec 2013
  • Maj 2013
  • Kwiecień 2013
  • Luty 2013
  • Styczeń 2013
  • Grudzień 2012
  • Październik 2012
  • Sierpień 2012
  • Lipiec 2012
  • Czerwiec 2012
  • Kwiecień 2012
  • Marzec 2012
  • Luty 2012
  • Styczeń 2012
  • Grudzień 2011
  • Listopad 2011
  • Sierpień 2011
  • Lipiec 2011
  • Czerwiec 2011
  • Listopad 2010
  • Kwiecień 2010
  • Luty 2010
  • Grudzień 2009
  • Listopad 2009
  • Październik 2009
  • Wrzesień 2009
  • Czerwiec 2009

Blogroll

  • Adam Szostkiewicz
  • Cafe Hayek
  • David Friedman
  • Dział Zagraniczny
  • Edwin Bendyk
  • Freakonomics
  • Greg Mankiw
  • Henryka Bochniarz
  • High Book Value
  • Into Americas
  • Jacek Maliszewski
  • Jak oszczędzać pieniądze?
  • Jan Winiecki
  • Janusz Jankowiak
  • Leszek Jażdżewski
  • Maciej Samcik
  • Michał Stopka
  • Olgierd Rudak
  • Piotr Kuczyński
  • Robert Gwiazdowski
  • Scott Sumner
  • Stand-Up Economist
  • Steve Levitt
  • Tyler Cowen
  • Wykresologia

Moje linki

  • Akademia Leona Koźmińskiego
  • CAIA Association
  • Deloitte
  • Dom Spotkań z Historią
  • European University College Association
  • EUSTORY: History Network for Young Europeans
  • Fundacja im. Lesława A. Pagi
  • Fundacja Ośrodka KARTA
  • Genealodzy.pl
  • Generation Europe
  • Polskie Stowarzyszenie Piwowarów Domowych
  • Rada Reklamy
  • Szkoła Główna Handlowa
  • Wydział Nauk Ekonomicznych UW

Kategorie

  • English
  • Gospodarka
  • Historia
  • Kultura
  • Ogólne
  • Podróże
  • Polityka
  • Prywatne
  • Przedsiębiorstwo
  • Sport

Meta

  • Zarejestruj się
  • Zaloguj się
  • Kanał wpisów
  • Kanał komentarzy
  • WordPress.com

Polub na Facebooku

Polub na Facebooku

Profil LinkedIn

View Marcin  Senderski's profile on LinkedIn

MÓJ TWITTER

Moje Tweet'y

Statystyki

  • 14 177 wizyt

Najczęsciej klikane

  • Brak

Stwórz darmową stronę albo bloga na WordPress.com.

Prywatność i pliki cookies: Ta witryna wykorzystuje pliki cookies. Kontynuując przeglądanie tej witryny, zgadzasz się na ich użycie. Aby dowiedzieć się więcej, a także jak kontrolować pliki cookies, przejdź na tą stronę: Polityka cookies
  • Obserwuj Obserwujesz
    • Ekonomia po partyzancku
    • Already have a WordPress.com account? Log in now.
    • Ekonomia po partyzancku
    • Dostosuj
    • Obserwuj Obserwujesz
    • Zarejestruj się
    • Zaloguj się
    • Zgłoś nieodpowiednią treść
    • Zobacz witrynę w Czytniku
    • Zarządzaj subskrypcjami
    • Zwiń ten panel
 

Ładowanie komentarzy...