• Brudnopis
  • O mnie
  • Oeconomia pauperum
  • Repozytorium tekstów i wystąpień

Ekonomia po partyzancku

~ Liberalny głos w twoim domu

Ekonomia po partyzancku

Tag Archives: Armenia

Kaukaski tygiel – część druga: Armenia

29 Poniedziałek Lip 2013

Posted by Marcin Senderski in Historia, Kultura, Podróże, Polityka, Prywatne

≈ Dodaj komentarz

Tagi

Armenia, Armenia jesienią, chaczkary, Erywań, gospodarka republik Kaukazu Południowego, Kaukaz, kościół ormiański, ludobójstwo Ormian

Kolejna odsłona relacji z podróży po republikach Kaukazu Południowego dotyczyć będzie nieuchronnie Armenii. Pierwsze skojarzenia? Na pewno chaczkary, czyli krzyże z kamienia, których na terytorium Armenii są grube tysiące. Poza tym Ararat, góra, która co prawda leży na terytorium Turcji, ale – będąc doskonale widoczna z Erywania – służy za uniwersalny i wszechobecny symbol Armenii. Poza tym: średniowieczne monastyry, diaspora, koniak, owoce, górzyste tereny, pamięć o czystce etnicznej sprzed stu lat. Kilka miesięcy temu słyszałem w radiu wywiad z red. Karoliną Głowacką i red. Aleksandrą Dziadykiewicz, które wybrały się na wspólną podróż po Armenii i Górskim Karabachu. Byłem zdziwiony, jak wiele dzielimy wspólnych przeżyć i wniosków. Ale po kolei.

Przyjechaliśmy w niedzielę, tłukąc się niemiłosiernie marszrutką z Tbilisi do Erywania (nie wiedzieliśmy jeszcze wówczas, że czekają nas dużo bardziej „widowiskowe” kursy), więc od razu stwierdziliśmy, że dobrze będzie tego dnia odwiedzić Eczmiadzyn. Miasto, szumnie zwane ormiańskim Watykanem, znajduje się nieopodal Erywania. W stolicy ormiańskiego kościoła wałęsało się trochę osób, ale trudno mówić o tłoku.

Eczmiadzyn

Eczmiadzyn

Ciekawie wyglądające nagrobki nieopodal:

Eczmiadzyn

Jak wspominałem w poprzedniej notce o Gruzji, kościół ormiański jest najstarszym na świecie (czego oczywiście Gruzini nigdy nie przyznają), bo już w 301 r. ówczesny król Armenii Tirydates przyjął chrzest z rąk Grzegorza Oświeciciela. Niedługo potem, w 406 r. powstał ormiański alfabet, opracowany przez mnicha Mesropa Masztoca oraz przetłumaczono Biblię (na wiele lat przed tym, jak jej tłumaczenia na języki narodowe trafiły na watykański Index librorum prohibitorum).

Napełniwszy się wiedzą o duchowym dziedzictwie Ormian, w poniedziałek przystąpiliśmy do oględzin Erywania. Nie był to szczęśliwy pomysł. Wszystkie muzea były zamknięte, w tym szczególnie Muzeum Genocydu, upamiętniające ludobójstwo Ormian dokonane przez młodoturków w latach 1915-1917, na którym zależało mi najbardziej. Człowiek zawiedziony „wolnym poniedziałkiem” wygląda mniej więcej tak:

Erywań

Erywań jest trudnym miastem do nawigacji. Duże różnice poziomów i zawijaste ulice nie sprzyjają orientacji. Do chodzenia po mieście potrzebna jest znajomość lokalnej topografii albo dobra mapa, która wykaże, skąd dokąd można dojść pieszo, a gdzie potrzebna będzie taksówka. Po mieście można oczywiście poruszać się komunikacją publiczną, np. marszrutkami, ale w dzień roboczy jest w nich bardzo ciasno. W poniedziałek, poza poznawaniem miasta, mieliśmy też do wykonania ważną czynność administracyjną – mianowicie, wyrobienie wiz pozwalających na wjazd do Republiki Górskiego Karabachu. Do ostatniej chwili nie byliśmy pewni, czy chcemy i czy uda nam się tam pojechać. Jak wiecie, udało się. Ale o tym szerzej napiszę w kolejnej części opowieści, która będzie poświęcona całkowicie Karabachowi.

W Erywaniu zamieszkaliśmy w hostelu Envoy. To miejsce godne polecenia i całkiem słusznie uważane przez backpackersów za legendarne. W cenie bardzo „hostelowej” otrzymujemy standard, jakiego nie powstydziłby się niejeden kaukaski hotel. Envoy plasuje się w ścisłej czołówce hosteli, w których przyszło mi przebywać w czasie moich europejskich podróży.

Kilka reminescencji ze stolicy. Myślicie pewnie, że te wielkie schody ze zdjęcia poniżej dokądś prowadzą? Niestety, donikąd.

Erywań

Zdjęcie jednej z erywańskich reklam na pierwszy rzut oka nie przedstawia nic szczególnego, ale gdy się przyjrzy, można zobaczyć, że wiele z tytułów tych książek brzmi znajomo…

Erywań

Całe centrum Erywania wykonane jest z atrakcyjnego czerwonawego tufu. Autorem tej koncepcji był architekt Aleksander Tamanian i trzeba przyznać, że jest to rozwiązanie bardzo efektowne:

Erywań

Od czasów Tamaniana, miasto znacznie się jednak rozrosło, co przy braku równie zdolnego urbanisty musiało sprawić, że im dalej od centrum, tym dzisiejszy Erywań jest coraz mniej pociągający.

Po dosyć intensywnym zwiedzaniu perełek Gruzji, byliśmy szczerze mówiąc znudzeni oglądaniem nieskończonych monastyrów i cerkwi. Niestety, nie było nam dane przerwać. W kolejnych dniach odwiedziliśmy monastyry w Sewanawank i Airawank (nie wydaje mi się, by była to dobra transkrypcja na język polski, ale jest najbardziej popularna), znajdujące się na wybrzeżu „ormiańskiego morza”, czyli Jeziora Sewan.

Najpierw był Sewanawank, klasztor niegdyś o zaostrzonym rygorze, przeznaczony dla mnichów-banitów:

Sewanawank

Sewanawank

Monastyr leży na półwyspie, choć… kiedyś była to wyspa. Kto czytał „Kirgiz schodzi z konia” Kapuścińskiego, ten z pewnością pamięta siłowanie się ormiańskich „hydrologów” z naturą za czasów radzieckich. Zakończyło się to niestety tak, jak musiało się zakończyć – kompletną katastrofą ekologiczną i drastycznym spadkiem lustra wody w jeziorze. W ciągu ostatnich kilkudziesięciu lat, według różnych źródeł, poziom wody obniżył się o 30-40 metrów.

Potem był zupełnie niepodobny do swojego poprzednika monastyr w Airawank:

Airawank

Airawank

Następnie kierowca zawiózł nas do jednego z najbardziej znanych w Armenii cmentarzy z okresu średniowiecza, znajdującego się w miejscowości Noratus. Są tam zarówno stare chaczkary, jak i bardziej nowożytne groby. Ormiańskie cmentarze są wyjątkowe z kilku względów. Po pierwsze, w zasadzie każdy grób opatrzony jest portretem. I to nie byle jakim:

Noratus

Jak widać, krzyże – w przeciwieństwie do portretów – nie są obowiązkowe. Po drugie, Ormianie na cmentarzach… jedzą. Jest to jeden ze sposobów oddania szacunku zmarłym przodkom. By jadło się łatwiej, przy wielu grobach jest cała infrastruktura:

Noratus

Po trzecie, szybki rzut oka na daty mówi, że ormiańscy mężczyźni umierają dość młodo (co potwierdzają statystyki). Może to z uwagi na tytoń. W 2006 roku Armenia była na 6. miejscu na świecie pod względem odsetka palaczy. Pali oficjalnie 70 proc. mężczyzn, choć my mieliśmy wrażenie, że 100 proc. również nie byłoby złym oszacowaniem.

Po zwiedzaniu cmentarza, kupiliśmy trochę miejscowej wódki owocowej w plastikowych butelkach i zostaliśmy zaproszeni na obiad do rodziny mieszkającej nieopodal. Ormiańska kuchnia nie jest już tak smaczna jak gruzińska, ale jest jadalna. Podobnie, słynne ormiańskie alkohole to również koniak (np. „Dvin” był ulubionym trunkiem Winstona Churchilla) i – w mniejszym stopniu – wino. Po posileniu się (i lekkim podpiciu) ruszyliśmy w dalszą drogę.

Gegard, zespół świątynny wpisany na listę UNESCO:

Gegard

Gegard

W krajach górzystych wody pitnej jest zawsze pod dostatkiem (przerabialiśmy to już w Bośni i Hercegowinie), więc leje się gdzie popadnie:

Gegard

Wieś Garni nieodparcie przywołuje skojarzenia z Grecją, a to za sprawą świątyni boga Mitry, będącej centralnym obiektem dobrze zachowanej średniowiecznej twierdzy. Elementy charakterystyczne dla okresu hellenistycznego są widoczne na pierwszy rzut oka.

Garni

Widoki ze szczytu na wąwóz rzeki Azat są naprawdę imponujące, a ja jestem ciekawy, do kogo należy ta willa, ale raczej nie do Kirka Kerkoriana:

Garni

Mówiąc o Armenii, nie sposób nie wspomnieć, że jest krajem wybitnie i obrzydliwie rusofilskim – w przeciwieństwie do Gruzji. Ma to przełożenie na wszystkie dziedziny życia, w tym i na gospodarkę. Półki w ormiańskich sklepach uginają się pod ciężarem towarów importowanych znad Wołgi. Różnic z Gruzją jest zresztą sporo. Gruzinów trudno spotkać podróżując po świecie, to naród, który najlepiej czuje się u siebie w domu. Zupełnie inaczej ma się sprawa z Ormianami, to naród handlarzy, żyjący w wiecznej diasporze. Ormiańskie pochodzenia mają m.in. Charles Aznavour, Aram Chaczaturian, Cher, Garri Kasparow czy multimiliarder Kirk Kerkorian (i to jeden z niewielu wątków ekonomicznych w tej notce). W Armenii częściej niż w Gruzji zdarzy się, że spotkamy kogoś, kto posługuje się językiem angielskim albo francuskim. Z rosyjskim nie ma oczywiście żadnych problemów.

Sama Armenia jest krajem wielkości porównywalnej do województwa wielkopolskiego. Więcej niż co trzeci Ormianin żyjący w Armenii mieszka w Erywaniu (nie przychodzi mi do głowy państwo, dla którego odsetek ludzi zamieszkałych w stolicy byłby większy). Ale i miasto miało dużo czasu, by „uzbierać” sobie tylu osadników. O prehistorycznych korzeniach Ormian niech świadczy fakt, że w 1968 roku Erywań obchodził… 2750. rocznicę założenia miasta.

Nie wszystko jednak aż tak bardzo różni się od Gruzji. Wygląda na to, że cechą wspólną narodów kaukaskich jest niechęć do wczesnego wstawania z łóżka. Była chyba środa, a więc zwykły dzień roboczy, kiedy przed 7:00 rano wyszliśmy z hostelu z zamiarem złapania jakiegoś transportu na dworzec autobusowy. Centrum stolicy Armenii o tej porze przypominało peryferyjną dzielnicę Warszawy o 3 w nocy. Nie działo się absolutnie nic: na ulicach nie było żywego ducha, po ulicy przejeżdżał jeden samochód na trzy minuty. Nic nie wskazywało na to, że rozpoczął się dzień pracy. Z olbrzymim trudem, po jakichś 20 minutach złapaliśmy zabłąkaną taksówkę. Wspólną cechą Ormian i Gruzinów jest także zwyczaj wieczerzy połączonej z toastami. U Ormian szefa stołu nazywa się tak samo jak u Gruzinów – tamadą.

Jak widać, gospodarka Armenii nie ma przed sobą świetlanych perspektyw. Jeśli chodzi o standardy polityczne, Armenia również jest krajem nadal niestabilnym. Nie minęło nawet 15 lat od najbardziej traumatycznego, niewyjaśnionego do dziś incydentu w ormiańskim parlamencie. W strzelaninie zginął wówczas premier Wazgen Sarkisjan i przewodniczący Zgromadzenia Narodowego Karen Demirczian:

Do tego dochodzą konflikty i zatargi z sąsiadami: z Azerbejdżanem o Górski Karabach, z Turcją o klasyfikację prawną rzezi Ormian, z Gruzją na płaszczyźnie kulturowej oraz stosunków z Rosją.

Na koniec jeszcze kilka luźnych obserwacji o samym Erywaniu, w którym bądź co bądź spędziliśmy najwięcej czasu. Do dzisiaj nie udaje mi się rozgryźć znaczenia niektórych erywańskich znaków drogowych:

Erywań

Miasto jest wbrew pozorom dość snobistyczne, czego dowodem (niejedynym!) chociażby salon Armani Junior:

Erywań

Rynek ormiański szturmują także i polskie firmy, choć rusofilia Ormian jest nie do ogarnięcia i przewaga rosyjskich produktów w sklepach jest miażdżąca:

Erywań

Jak w każdym szanującym się kaukaskim mieście, także i w Erywaniu znajdziemy reprezentacyjną fontannę. Ta funkcjonuje w dodatku przy sztucznym jeziorze:

Erywań

Po pobycie w Erywaniu wróciliśmy jeszcze na jeden dzień do Gruzji, skąd następnego dnia odlecieliśmy do Polski. Ale wcześniej, będąc jeszcze w stolicy Armenii, wyskoczyliśmy na jeden dzień do Górskiego Karabachu. I o tej najdzikszej przygodzie będzie w kolejnej, ostatniej notce z kaukaskiego tryptyku. Do następnego razu!

Disclaimer

Wszelkie teksty zamieszczone na niniejszym blogu stanowią odzwierciedlenie wyłącznie moich prywatnych poglądów, myśli i opinii oraz nie są stanowiskiem żadnej instytucji lub organizacji, z którą jestem lub byłem związany zawodowo.

Wprowadź swój adres email, aby śledzić tego bloga i otrzymywać notyfikacje o nowych notkach.

Dołącz do 109 obserwujących.

Najnowsze wpisy

  • Evonomics and other miserable attempts to reinstate communism
  • Historia pewnego rewolucjonisty
  • Biedni Polacy patrzą na 500 złotych
  • Jak zostałem piwowarem domowym
  • MdM: jak zniszczyć dobry program

Archiwum

  • Grudzień 2016
  • Lipiec 2016
  • Luty 2016
  • Styczeń 2016
  • Październik 2015
  • Sierpień 2015
  • Czerwiec 2015
  • Maj 2015
  • Kwiecień 2015
  • Marzec 2015
  • Luty 2015
  • Styczeń 2015
  • Lipiec 2014
  • Maj 2014
  • Kwiecień 2014
  • Marzec 2014
  • Styczeń 2014
  • Listopad 2013
  • Lipiec 2013
  • Maj 2013
  • Kwiecień 2013
  • Luty 2013
  • Styczeń 2013
  • Grudzień 2012
  • Październik 2012
  • Sierpień 2012
  • Lipiec 2012
  • Czerwiec 2012
  • Kwiecień 2012
  • Marzec 2012
  • Luty 2012
  • Styczeń 2012
  • Grudzień 2011
  • Listopad 2011
  • Sierpień 2011
  • Lipiec 2011
  • Czerwiec 2011
  • Listopad 2010
  • Kwiecień 2010
  • Luty 2010
  • Grudzień 2009
  • Listopad 2009
  • Październik 2009
  • Wrzesień 2009
  • Czerwiec 2009

Blogroll

  • Adam Szostkiewicz
  • Cafe Hayek
  • David Friedman
  • Dział Zagraniczny
  • Edwin Bendyk
  • Freakonomics
  • Greg Mankiw
  • Henryka Bochniarz
  • High Book Value
  • Into Americas
  • Jacek Maliszewski
  • Jak oszczędzać pieniądze?
  • Jan Winiecki
  • Janusz Jankowiak
  • Leszek Jażdżewski
  • Maciej Samcik
  • Michał Stopka
  • Olgierd Rudak
  • Piotr Kuczyński
  • Robert Gwiazdowski
  • Scott Sumner
  • Stand-Up Economist
  • Steve Levitt
  • Tyler Cowen
  • Wykresologia

Moje linki

  • Akademia Leona Koźmińskiego
  • CAIA Association
  • Deloitte
  • Dom Spotkań z Historią
  • European University College Association
  • EUSTORY: History Network for Young Europeans
  • Fundacja im. Lesława A. Pagi
  • Fundacja Ośrodka KARTA
  • Genealodzy.pl
  • Generation Europe
  • Polskie Stowarzyszenie Piwowarów Domowych
  • Rada Reklamy
  • Szkoła Główna Handlowa
  • Wydział Nauk Ekonomicznych UW

Kategorie

  • English
  • Gospodarka
  • Historia
  • Kultura
  • Ogólne
  • Podróże
  • Polityka
  • Prywatne
  • Przedsiębiorstwo
  • Sport

Meta

  • Zarejestruj się
  • Zaloguj się
  • Kanał wpisów
  • Kanał komentarzy
  • WordPress.com

Polub na Facebooku

Polub na Facebooku

Profil LinkedIn

View Marcin  Senderski's profile on LinkedIn

MÓJ TWITTER

Moje Tweet'y

Statystyki

  • 13 869 wizyt

Najczęsciej klikane

  • Brak

Blog na WordPress.com.

Prywatność i pliki cookies: Ta witryna wykorzystuje pliki cookies. Kontynuując przeglądanie tej witryny, zgadzasz się na ich użycie. Aby dowiedzieć się więcej, a także jak kontrolować pliki cookies, przejdź na tą stronę: Polityka cookies
  • Obserwuj Obserwujesz
    • Ekonomia po partyzancku
    • Dołącz do 109 obserwujących.
    • Already have a WordPress.com account? Log in now.
    • Ekonomia po partyzancku
    • Dostosuj
    • Obserwuj Obserwujesz
    • Zarejestruj się
    • Zaloguj się
    • Zgłoś nieodpowiednią treść
    • Zobacz witrynę w Czytniku
    • Zarządzaj subskrypcjami
    • Zwiń ten panel