Tagi

,

W tym roku mija dwadzieścia lat od zapoczątkowania przemian gospodarczych w naszym kraju. Jednym z kluczowych elementów transformacji były niewątpliwie przekształcenia własnościowe. Cel ten przez różne rządy wcielany był w życie z różną gorliwością. Efektem tego braku zdecydowania, czy wręcz opieszałości, jest fakt, że Ministerstwo Skarbu Państwa nadal istnieje i ma się czym zajmować. Dziś posługując się przykładem jednej ze sprywatyzowanych spółek chciałbym pokusić się o szereg refleksji dotyczących zjawiska prywatyzacji w Polsce.

Może to truizm, ale beneficjentami prywatyzacji jesteśmy wszyscy. Prywatyzacja wzmacnia akcjonariat obywatelski, poprawia efektywność zarządzania przedsiębiorstwem czy warunki bytowe pracowników. Jej największa siła tkwi jednak w efektach zewnętrznych, externalities. Przyjmując takie podejście, w mojej opinii największym wygranym wszystkich transakcji prywatyzacyjnych po 1990 r. jest przedsiębiorstwo ze wsi – kopalnia węgla kamiennego w Bogdance. Czym są externalities w jej przypadku? Ich katalog jest bardzo rozciągliwy. Począwszy od poprawy opinii Polaków o prywatnej własności jako podstawie dobrobytu, a skończywszy na przykład tym, że górnicy z Bogdanki już nigdy nie spalą opon pod Kancelarią Premiera, tym samym oszczędzając trochę grosza z budżetu przeznaczonego na postrajkowe porządki.

Choć zeszłoroczna prywatyzacja Bogdanki – nie ukrywajmy – była wymuszona trudną sytuacją budżetową i narastającym długiem publicznym, to po pierwsze – kole to w oczy chyba tylko libertariańskich purystów, a po drugie – za kilka lat i tak już nikt o tym nie będzie pamiętał.
Jak emeryci kupowali kopalnię
O wadze denacjonalizacji kopalni Bogdanka decydują dwa niezwykłe czynniki. Po pierwsze, świadomie czy nie, to górnicy stali się awangardą prywatyzacji. W momencie, gdy wiele grup społecznych rękami i nogami broni się przed prywatnym kapitałem, upublicznienie Bogdanki jawi się jako bezprecedensowy krok pod prąd. Po drugie, jakby tego było mało, interesariuszami transakcji stali się… emeryci. Ta niezbyt kojarzona z przedsiębiorczością i papierami wartościowymi grupa społeczna tym razem niosła „kaganek” prywatyzacji. Fundusze emerytalne (cała czternastka!) stały się bowiem głównymi udziałowcami spółki, sprywatyzowanej do cna w marcu bieżącego roku.
Bogdanki nie przygarnęły więc państwowe molochy, ale niepodstawieni, z krwi i kości prywatni inwestorzy. Trudno o lepszy kubeł zimnej wody dla opinii publicznej. Kubeł, który pozwoli niektórym otrząsnąć się z postkomunistycznej depresji i odruchu bezwarunkowego polegającego na sianiu „złej nowiny” o rodzimej gospodarce i wolnym rynku. Pracownicy kopalni, inwestorzy instytucjonalni, posiadacze jednostek funduszy emerytalnych – tak, oni wszyscy są na plusie, ale to nie wszystko. Zwycięzcą jest odrodzona polska mentalność, która poprzez realizację tego przedsięwzięcia „zmartwychwstała”, wynurzając się z otchłani postkomunistycznego defetyzmu.
Cena emisyjna Bogdanki w czerwcu 2009 r. wynosiła 48 zł. Zdaniem wielu analityków spółka była przeszacowana. Niespełna rok później fundusze bez szemrania zapłaciły 70,50 zł. Dziś jeden walor wart jest grubo ponad 100 zł. Jakiej miary byśmy nie przyłożyli, prywatyzacja spółki okazała się sukcesem nie tylko marketingowym, ale i przyniosła zysk liczony w twardym pieniądzu.
Źródło: nettg.pl
20 lat temu kopalnia „Bogdanka” była na skraju bankructwa – dziś może służyć za przykład dla innych.
Wydawało się, że – szczególnie w Polsce – słowo „górnictwo” pasuje do wszystkiego, ale nie do takich wyrażeń jak „długoterminowa strategia rozwoju”, „ład korporacyjny”, „relacje inwestorskie”. Potrafię wyobrazić sobie i salwy śmiechu jednych, i spazmatyczne okrzyki paniki drugich – na dźwięk słowa „prywatyzacja” w połączeniu z nazwą kopalni. Udało się, ale…
Sygnał dla pozostałych
Debiut Bogdanki ma szansę zapisać się złotymi zgłoskami w historii polskiej prywatyzacji tylko wtedy, gdy na fali pozytywnych doświadczeń swoje kopalnie sprywatyzują Kompania Węglowa, Katowicki Holding Węglowy czy Jastrzębska Spółka Węglowa.
Bogdanka jest więc wygranym „na kredyt”. Jest to kredyt zaufania wobec Ministerstwa Skarbu Państwa i zarządów pozostałych kopalń, że w najbliższych latach podejmą prywatyzacyjny wysiłek. 120 tys. górników zatrudnionych w 32 kopalniach węgla kamiennego i kolejne 17 tys. pracujących w 5 kopalniach węgla brunatnego, może na tym tylko zyskać, bo „fundamenty” mówią same za siebie. Nadal ponad 90 proc. energii elektrycznej w Polsce produkowanej jest z węgla i żadne normy ekologiczne, ani mgliste plany budowy elektrowni atomowych nie są w stanie tego z dnia na dzień zmienić. Górnictwo to biznes.
I pomyśleć, że w latach osiemdziesiątych kopalnia w Bogdance była na szarym końcu w Polsce pod względem rentowności, a na początku lat dziewięćdziesiątych poważnie rozważano jej zamknięcie. Wiele słów ciśnie się na usta, ale samą transakcję i późniejsze losy spółki można skwitować jednym słowem – niespodzianka!